Dotychczasowe życie Alicji rozpada się w jednej chwili. Traci pracę, dom, a jej mąż odchodzi do młodszej kobiety, która na dodatek spodziewa się jego dziecka. Nie mając nic do stracenia, Alicja wraca w rodzinne strony, do miejscowości Pniewo, gdzie czeka na nią domek po dziadkach, w którym spędziła pierwsze lata życia. To właśnie tu odnajduje swój azyl, zdobywa nowych przyjaciół, ale odkrywa też rodzinną tajemnicę sprzed lat.
Nie miałam przesadnych oczekiwań wobec tej książki. Bardzo lubię literaturę kobiecą, a obyczajówki i romanse należą do gatunków, po które sięgam najczęściej. Po „Powrocie do starego domu” spodziewałam się prostej rozrywki, umilenia wolnego czasu. Cóż, powieść Ilony Gołębiewskiej z pewnością nie jest przeznaczona dla bardziej wymagającego czytelnika, ale ja też się za takiego nie uważam. Mimo to książka okazała się dla mnie prawdziwą kopalnią frustracji.
Muszę zacząć od strony technicznej, bo to irytowało mnie najbardziej. Autorka nagminnie zmienia czas, w którym prowadzona jest narracja: swobodnie przeskakuje sobie między czasem teraźniejszym, a przeszłym. Zmienia się to w zależności od strony, akapitu, nawet zdania! Przykład: „Chwytam metalową poręcz i zbliżam się do drzwi. – Kto tam? – spytałam.” Ten ciągle powielany błąd rzucił mi się w oczy już na początku i niestety, z biegiem czasu wcale nie przestał być mniej rażący.
Druga sprawa: wykrzykniki. Czy można mieć fetysz na znak interpunkcyjny? Rozumiem, że pewne sceny wymagają dodatkowej ekspresji, ale od wykrzykników roiło się wszędzie, niezależnie, czy to był dialog, czy tylko opis dzieci, które zjadły dużo pierogów. Kilkakrotnie zauważyłam też potrójny wykrzyknik lub znak zapytania. Po co? Nie mam zielonego pojęcia, nie wpłynęło to na bardziej emocjonalny odbiór danej sceny.
Dialogi miejscami były nieco sztuczne. Czasem bohaterowie wypowiadali się niemalże poetycko, co nie mogło prezentować się naturalnie. Dla przykładu, kiedy pewien mężczyzna opowiada Alicji historię swojego życia, ta od czasu do czasu wchodzi mu w zdanie, żeby skomentować opowieść w wyjątkowo oczywisty, rzekomo głęboki sposób. Wiecie, taki pseudo mistrz Yoda. Na miejscu tego faceta chyba bym ją zdzieliła i kazała się zamknąć.
Skoro już jesteśmy przy głównej bohaterce... Dawno nie spotkałam się w literaturze z tak drażniącą, infantylną postacią. Alicja ma 37 lat, tymczasem dojrzałości w niej tyle, co w 8-letnim dziecku. Jej zachowanie miejscami przekraczało zasady wszelkiej logiki, w pewnym momencie już nie wiedziałam, czego ta kobieta chce i czy kiedykolwiek będzie mi dane zrozumieć jej motywację. Czasem sytuacje z jej udziałem po prostu mnie bawiły, jak chociażby wtedy, kiedy wydaje się oburzona, że niedawno poznany mężczyzna wita się z nią, jakby byli w dużej zażyłości. Kilka stron wcześniej się z nim całowała, więc pytanie, jaką definicję „zażyłości” miała na myśli Alicja. Ogólnie charakterystyki poszczególnych bohaterów nie były spójne. Niektóre postacie nagle, bez żadnego uprzedzenia zachowywały się jak zupełnie inne osoby, co kompletnie burzyło nakreślony wcześniej obraz. Ludzie się zmieniają, oczywiście, ale chyba nie w taki sposób, jakby ktoś przeszczepiał im mózgi.
Fabuła niestety należała do bardzo przewidywalnych. Nie wiem, czy jakikolwiek zwrot akcji chociaż trochę mnie zaskoczył. Poza tym uderzyła mnie naiwność przedstawianych wydarzeń – kiedy Alicja bez większego doświadczenia zawodowego otwiera biuro projektowania ogrodów, już następnego dnia ma kilku klientów. I nikogo to nie dziwi, chociaż pracownia znajduje się na niewielkiej wsi, gdzie (to moje osobiste rokowania) raczej nie ma wielkiego zapotrzebowania na profesjonalne projekty ogrodów.
Nie chcę wyłącznie krytykować „Powrotu do starego domu”. Trzeba mieć na uwadze, że książkę czyta się naprawdę szybko. Poszczególne strony nie były drogą przez mękę, brnęłam przez nie całkiem spokojnie. Książka jest też pełna ciepła; czasem nie mogłam powstrzymać uśmiechu, kiedy widziałam, że spełniają się marzenia któregoś z bohaterów. Miło poczytać o czymś takim. Z Alicją może się utożsamiać wiele kobiet, podejrzewam że istnieje mnóstwo czytelniczek, które znalazły się lub nadal znajdują w podobnej sytuacji, a ta opowieść da im pociechę. Niestety to wszystko, co mogę przytoczyć na obronę. Niektóre wątki siliły się na nadanie większej głębi całej fabule, ale nie wyszło. Przywoływane konflikty czy kolejne problemy w życiu Alicji były przeważnie zbyt wymuszone, żebym mogła się nimi przejąć i w napięciu czekać, czy uda się je jakoś rozwiązać.
„Powrót do starego domu” ma całkiem fajne przesłanie, bo na pewno jest to powieść o poszukiwaniu nowej drogi w życiu i odzyskiwaniu nadziei. Jednocześnie banał goni banał, przez co zaczynam rozumieć, dlaczego określenie „literatura kobieca” bywa odbierane negatywnie. Historia Alicji ma się rozwinąć w trylogię – nie wiem, co wydarzy się dalej, skoro te blisko 500 stron było naszpikowane licznymi wątkami, ale mniejsza z tym. Pniewo, mimo że urokliwe, w tym wydaniu nie bardzo mnie przekonało. Tajemnica rodziny Alicji mnie nie porwała, a i za samą bohaterką tęsknić nie będę, dlatego dwa razy się zastanowię, zanim sięgnę po kontynuację.