"Do cna" to trzeci tom serii z Jakubem Sobieskim w roli głównej i ja, przy mojej dziwnej relacji z Katarzyną Bondą, szczerze powiem, że ucieszyłam się z informacji o zapowiedzi tej książki. Czemu nasza relacja jest dziwna? Często wspominam, że pokochałam kryminały zaczytując się w "Pochłaniaczu" właśnie tej autorki, później zaliczyłam spadek, bo kolejne części opowieści o Saszy Załuskiej były dla mnie nie do przebrnięcia i mam tak z każdą serią od Bondy. W tym przypadku było dokładnie tak samo. "O włos" weszła jak w masło, nie mogłam się od niej oderwać, zachwalałam, że w końcu Kasia nie pcha niezliczonej ilości tekstu, jest mniej stron, ale czyta się o wiele lepiej, jest więcej napięcia, nie ciągnie się fabuła.
Później przeczytałam "Ze złości", która miała wyższe oceny niż tom pierwszy, a dla mnie była totalnie bezpłciowa. Nie działo się nic zaskakującego, nie było zwrotów akcji, a całość dość przewidywalna i przez to, według mnie, zwyczajnie nudna.
Aż przyszła do mnie "Do cna" i tutaj byłam na nią nastawiona sceptycznie. Natomiast w środku opowieść kręci się wokół motywu, który bardzo lubię, czyli... jedzenia ludzkiego mięsa. Zawsze mnie fascynują tego typu książki bez względu na to czy są to thriller, czy kryminały. Dlatego miałam nadzieję, że będzie też ciekawie.
No właśnie, o jedzeniu tu mowa. A właściwie o jednym z bohaterów książki, który miał takie małe marzenie... chciał być zjedzony. I kiedy nagle chłopak znika, jego matka za wszelką cenę nie chce tego zgłosić na policję, bo obawia się, że młody mógł coś wymyślić. Dlatego trafia do Sobieskiego. Jak się okazuje, w jednym z parków zostają znalezione ugotowane ludzkie kości. Mamy więc i mordercę, kanibala. Czyżby zniknięcie młodego mężczyzny miało z tym coś wspólnego?
Do tego wszystkiego dochodzą skomplikowane relacje rodzinne, mnóstwo tajemnic, a całość okraszona została... trupami. Bo to właśnie ciał zaczyna przybywać, a sprawa się przez to komplikuje.
Motyw, po jaki sięgnęła Katarzyna Bonda, to w zasadzie nic nowego. Dlatego, oczekiwałam, że jeśli się za coś takiego zabiera, to będzie to zrobione z przytupem i w zasadzie, muszę przyznać, że udało się jej stworzyć ciekawą opowieść. Co prawda, nie ma w niej nic szokującego ani nowego, bo to wszystko już było i jeśli ktoś często sięga po kryminały czy thrillery z krwawymi zbrodniami w tle, to jest na nie uodporniony na tyle, że aby powiedzieć, że coś jest faktycznie mocne, musi wnieść jakiś powiew świeżości. Tu tego nie ma. Nie jest to jednak powód, dla którego tę książkę czytałoby się źle.
Faktycznie czuć wręcz w powietrzu, że aż jest gęsto, a wyobraźnia podsuwa ciekawe obrazy i można poczuć zapach rosołu z ludzkich kości, choć w życiu się go nie wąchało. Za to ogromny plus i za zagłębienie się w rodzinę, kłamstwa, tajemnice. Tutaj też nie zostało to potraktowane jako wątek, który jest na doczepkę, tylko faktycznie czytelnik może wejść z przysłowiowymi butami w życie bohaterów.
Całość to czytadło, po które wiele osób sięgnie i zdecydowanie mogę przyznać, że to jest ta książka, która w dorobku Bondy mi się podobała i wręcz powiedziałabym, że to jedna z jej ciekawszych, ale nie oczekiwałabym tego, że nie będzie się dało przy niej jeść, a obrzydzenie sprawi, że kolacja zostanie na stole, bo nawet po odłożeniu książki mięso będzie wyglądać nieco dziwniej. Niestety, bo chciałabym aby była to powieść szokująca i brutalna.
Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Muza.