Demony to dosyć często spotykany temat wśród książek tematyki paranormal romance. Te jakże popularne istoty piekieł zaciekawiły czytelników w ostatnim czasie, więc na chwilę obecną znane już schematy, często goszczą w tego typu powieściach. Tutaj, jako wybredna dusza miałam nadzieję na coś nowego, na nutę świeżości. Ale co tu zastałam.. to już inna sprawa.
Gdybyś musiała wybrać pomiędzy Niebem a Piekłem, co byś wybrała?
… Jesteś pewna? Frannie Cavanaugh to porządna dziewczyna, choć nie bez skazy. Zawsze trzymała wszystkich na dystans – nawet najbliższych przyjaciół – i wydaje się, że ostatni rok w liceum będzie taki sam… do chwili, gdy do jej klasy trafia Luc Cain. Nikt nie wie, skąd pochodzi nowy uczeń, ale Frannie najwyraźniej coś do niego przyciąga. Nie wie, niestety, że jego mocodawcami są siły piekielne, i że ona sama posiada wyjątkowe umiejętności, które władcę Piekła przyprawiają o dreszcz podniecenia. Luc ma za zadanie przywieść ją do grzechu, a jest niesamowitym przystojniakiem. Niefortunnie dla Luca, Niebiosa mają inne plany. Anioł Gabe za wszelką cenę będzie się starał popsuć Lucowi szyki. Niebawem się okazuje, że walczą nie tylko o duszę dziewczyny. Jeśli jednak Luc przegra, wszyscy będą musieli zapłacić piekielnie wysoką cenę.
Walka o duszę to tutaj temat przewodni. Wydaje się to być świetnym pomysłem, ciekawym i wciągającym. Właśnie tego spodziewałam się po tej książce, jednak nie dokładnie to zastałam. Wydaje mi się, że będzie dzisiaj trochę więcej krytyki niż zazwyczaj, bo na książce po prostu się zawiodłam.
Zacznijmy jednak od pozytywów. Autorka stworzyła bardzo ciekawe i niezwykle różnorodne postacie: Luc (Lucyfer- posłaniec diabła) oraz Gabe (Gabriel- anioł). Akcja była wartka i ciekawa, jednak patrząc na temat, nie ma się co dziwić. Walka o duszę ludzką była bardzo ciekawym tematem przewodnim, dzięki czemu książka nabierała klimatu, co autorka bardzo zgrabnie opisywała. Nieustająca akcja oraz dokonywanie wyborów również nie były obce. Książka naprawdę mogła wciągnąć czytelnika.
Co mi się natomiast nie podobało, a natychmiast rzuciło w oczy, to język jakim posługiwała się Lisa Desrochers. Był on naprawdę prosty, a autorka tak naprawdę stosowała niewiele zabiegów stylistycznych. Wszystko było opisane slangiem młodzieżowym, co powinno przypaść do gusty młodym czytelnikom, a mnie jednak nie przekonało. Wiele razy słyszymy tutaj również przekleństwa, chociaż w tym wypadku jak najbardziej pasowało to do wypowiedzi „zła wcielonego”. Myślę, że właśnie styl pisania autora najbardziej wciąga, powiedziałabym nawet hipnotyzuje, podczas czytania. Tutaj była wręcz przeciwnie- chociaż temat był jak najbardziej wciągający, sam język mnie odpychał. To prawdopodobnie dlatego raczej negatywnie odebrałam książkę.
Następnym punktem przystanku jest główna bohaterka. Myślałam, że dziewczyna będzie wyjątkowa, tymczasem dla mnie okazała się zwyczajna, a w dodatku irytująca. Frannie była po prostu humorzastą nastolatką, która pomimo że wychowywała się w katolickiej rodzinie, nie wierzyła w miłość. Jedynie pożądanie. Z tym punktem widzenia się nie zgadzałam po prostu i może dlatego nie czułam sympatii do niej. Tak więc gdyby nie było Luca i Gabe’a, tak naprawdę książki nie warto by czytać. Jednak te postacie okazały się bardzo dopracowane, a autorka (o dziwo) potrafiła wypracować kompromisy pomiędzy dwiema tak różnorodnymi postaciami. Tutaj byłam naprawdę mile zaskoczona.
Podsumowując więc obeszło się bez zachwytów. Książka nie była zła, wręcz przeciwnie- wielu osobą naprawdę się podobała. Prawdopodobnie zależy to od punktu widzenia. Ja osobiście nie wciągnęłam się w akcje, ale często, dzięki miłym niespodzianką niekontrolowanie uśmiechałam się podekscytowana, bądź byłam zła. To również było plusem powieści. Nie obyło się oczywiście bez schematów, w tym najpopularniejszy, kiedy to dziewczyna musi wybrać pomiędzy dwoma przystojnymi chłopakami. Ja sama byłam Team Gabe, jednak, jak nie trudno się domyślić, dziewczyna wybierze najprawdopodobniej Luca.
Niestety nie przyznam książce, wysokiej oceny, bo spodziewałam się naprawdę dużo więcej. Widać nie dla mnie te klimaty.