Lauren Oliver ukończyła filozofię i literaturę na uniwersytecie w Chicago, potem przeprowadziła się do Nowego Jorku. Mieszka na Brooklynie, pisze wszędzie, ciągle i na wszystkim: i na notebooku, i na serwetkach. Poza tym uwielbia gotować, jest uzależniona od kawy i dodaje keczup do wszystkiego, nawet do kanapek z pomidorem.
Z twórczością tej autorki zetknęłam się po raz pierwszy ponad rok temu, przy lekturze 7 razy dziś. Jeśli zaś chodzi o Delirium – słyszałam tak wiele pozytywnych opinii na temat tej powieści, że w końcu sama postanowiłam by po nią sięgnąć i na własnej skórze przekonać się, czy również i na mnie wywrze tak dobrze wrażenie.
„Miłość – najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija cię zarówno wtedy, gdy cię spotka, jak i wtedy, kiedy cię omija. Ale to niedokładnie tak. To skazujący i skazany. To kat i ostrze. I ułaskawienie w ostatnich chwilach. Głęboki oddech, spojrzenie w niebo i westchnienie: dzięki ci, Boże. Miłość – zabije cię i jednocześnie cię ocali.”
Miłość została tu ukazana jako najgorsza z chorób, które dotykały ludzkość. Zrzucono na nią winę za wszystkie ludzkie niepowodzenia, cierpienia, za ból oraz liczne dolegliwości z nią związane. Już od pierwszy stron mamy okazję zetknięcia się ze światem wykreowanym przez autorkę, w którym nie ma miejsca na przypadek. Po ewaluacji zostaje nam dobrany partner na całe życie, a w dniu osiemnastych urodzin każdy człowiek zostaje poddany zabiegowi.
Lena powoli zaczyna dobiegać swoich urodzin. Żyje spokojnie, nie kwestionując przy tym niczego co dzieje się w jej życiu oraz mieście. Dopiero w momencie, gdy na jej drodze staje Aleks – poddaje pod zwątpienie wszystkie wartości, które dotychczas towarzyszyły w jej życiu. Dzięki niemu zauważa, że ludzie po zabiegu są niczym puste skorupy niezdolne do emocji wyższych, żyjące niczym automaty z wybranym odgórnie mężem i rodziną, przy której trwają z poczucia dozgonnego obowiązku. Dziewczyna na własnej skórze doświadcza czym jest miłość i w końcu ma odwagę pomyśleć o ucieczce, o tym, że może deliria tak naprawdę nie jest chorobą a siłą.
„Życie nie jest życiem, jeśli się przez nie tylko prześlizgniesz. Wiem, że jego istota polega na tym, by znaleźć rzeczy, które mają znaczenie, i trzymać się ich, walczyć o nie i nie odpuścić.”
Nie chciałam po tej powieści spodziewać się zbyt wiele, by później nie popaść w rozczarowanie i podchodziłam do niej dość sceptycznie – muszę jednak przyznać, że naprawdę miło się zaskoczyłam. Autorka ma dość ciekawy styl i bez problemu można wyczuć tam jej głębszą styczność z filozofią, głównie mam tu na myśli wszystkie barwne cytaty o miłości oraz wszystkie inne warte uwagi. Sam pomysł na powieść z pewnością można nazwać nowatorskim, gdyż do tej pory nigdy wcześniej nie zetknęłam się z ujęciem miłości w kontekście choroby koniecznej do leczenia i zlikwidowania. Język jest barwny, Delirium jest powieścią niezwykle obfitą w opisy i porównania.
„Niesamowite jak paradoksalnie układa się życie: najpierw bardzo czegoś pragniesz i nie możesz się doczekać, a potem, kiedy jest już po wszystkim, marzysz tylko o tym, by cofnąć czas i wrócić do dni, gdy wszystko było po staremu.”
Chwilami miałam wrażenie, że akcja dzieje się trochę zbyt wolno, nie mogę jednak powiedzieć bym nudziła się w trakcie lektury. Autorka niezwykle dobrze poradziła sobie z ujęciem świata bez miłości.
Jeśli zaś chodzi o sprawy czysto techniczne powieści – nie dopatrzyłam się żadnych błędów. Okładka natomiast ma intensywne kolory przywodzące wzrok, zasługuje na pochwałę z mojej strony.
Myślę, że Delirium jest powieścią, którą z czystym sumieniem mogę polecić wszystkim fanom antyutopii oraz osobom, które jeszcze nie miały większej styczności z autorką lub tak jak ja, zraziły się nieco po lekturze 7 razy dziś. Polecam.