Mamy rok 1994. Ja go nie pamiętam, bo jeszcze nie było mnie na świecie. Jednak na pewno część moich czytelników miało już dostatecznie dużo lat, by mieć jakieś wspomnienia z tamtego okresu. Pewnie zastanawiacie się, co było w 1994. Wtedy weszła do kin animacja, które przez kolejne prawie 30 lat będzie podbijać serca małych widzów, ale i tych starszych też. Mowa tutaj oczywiście o „Królu Lwie”. Internetowe plotki mówią, że wytwórnia Disney’a zdecydowała się na tę produkcję, jednak nie zwiastowała jej spektakularnego sukcesu. Z perspektywy czasu wydaje mi się to wręcz przekomiczne. Przecież duża część z nas zgadza się, że ta bajka jest po prostu przepiękna. Sama historia porusza serce, piękna jak na tamte czasy animacja zachwyca do dzisiaj, mimo że na tę chwilę mamy o wiele większe techniczne możliwości. Nie można też zapomnieć o jakże cudownym podkładzie muzycznym. Jak sami widzicie, stanowczo mam olbrzymi sentyment do „Króla Lwa”.
Z tego względu zdecydowałam się na zapoznanie z komiksem „Król Lew”. Dla mnie to klasa sama w sobie i olbrzymie pokłady sentymentalizmu o pozytywnym wydźwięku. Czy pomysł, by tym razem przedstawić tę historię w postaci komiksu jest dobry? Ciężko mi stwierdzić. To zawsze jakaś nowość, a przynajmniej dla mnie, bo wcześniej nie spotkałam się, żeby ta opowieść była przedstawiana w takiej graficznej wersji. Jednak wychodząc do przodu, już teraz zdradzę Wam, że po przeczytaniu mówię kategorycznie nie. Czemu?
Mam wrażenie, że fabuła została mocno uproszczona, co może i jest rozsądnym rozwiązaniem, patrząc, że głównymi odbiorcami mają być dzieci, jednakże taki zabieg pozbawił historię jej piękna i mądrości. Mam mocne wątpliwości, czy osoby, które nie poznały oryginału, będą w stanie bez większych kłopotów odnaleźć się w całości i zrozumieć, co się dzieje. Tym bardziej że tutaj nie ma żadnego miejsca, by przywiązać się do bohaterów. Niekiedy nawet wątpiłam, czy da się ich tak po prostu spamiętać. Jeśli oglądało się animację, czy film z 2019, to doskonale się wie, kogo mamy przed sobą. Zresztą sympatię i antypatie w takim przypadku są już wyrobione. Ale co jeżeli nie zna się w ogóle bohaterów? Myślę, że w tym momencie cały komiks staje się porażką.
Warto też zwrócić uwagę na to, czego ten komiks może nauczyć. Sama animacja niesie ze sobą wiele mądrości, ale w formie graficznej ona ginie. Za każdym razem gdy czytam książkę lub właśnie komiks, a następnie piszę dla Was recenzję, staram się przemyśleć dokładnie, co mi dała ta pozycja, o czym mówiła i czego się nauczyłam. Zazwyczaj udaje mi się bez większych problemów, a w tym przypadku prawie wszystko, co chcę napisać pochodzi bardziej z oryginalnej historii, a nie bezpośrednio komiksu. Choć też przyznaję, że w tym przypadku mam olbrzymi problem z brakiem podkładu muzycznego. To papierowe kartki – tutaj jeśli bardzo mi zależy, mogę sobie sama włączyć odpowiedni utwór. Niemniej „Król Lew” na zawsze pozostanie przede wszystkim musicalem i nic tego nie zmieni.
Odkąd tylko wiedziałam, że ta wersja „Króla Lwa” trafi do mnie, byłam mocno podekscytowana i zastanawiałam się, w jaki sposób będzie rozwiązana kwestia ilustracji. Czy sugerując się okładką, będą one fotosami z animacji? Czy jednak to będzie całkowicie nowa wersja? Ostatecznie teraz mogę potwierdzić, że są to oryginalne ilustracje z filmu. Dla mnie jest to zarazem olbrzymia zaleta, ale też i wada. Cieszę się z wykorzystania tradycyjnej wersji, gdyż tutaj ponownie przemawia przeze mnie sentyment, który jednak odgrywa najważniejszą rolę w tym przypadku. Ale mam też poczucie, że to rodzaj powtarzalności i pójście na łatwiznę. Prawdopodobnie wykreowanie nowej pod względem wizualnych walorów wersji byłoby skomplikowanym prawnie procesem. Jednak jak już ktoś decyduje się na odnowienie historii, to może warto byłoby dosłownie ją odnowić…
W całej recenzji skupiłam się na samej sobie i własnych przeżyciach, a przecież tutaj chodzi przede wszystkim o naszych małych czytelników, więc zadam te pytanie – czy dzieciom ten komiks spodobałby się? Moim zdaniem dzieci będą się nudzić, czytając tę historię w takiej wersji. Potrzeba czegoś więcej, żeby je zainteresować. Na pewno nie będą tak mocno rozważać tych wszystkich niuansów jak ja. W końcu nie są wychowane na tej bajce przez ponad 20 lat. Ostatecznie mimo mojego sceptyzmu nie chcę byście twierdzili, że nie jest to godna uwagi pozycja. Myślę, że to komiks z rodzaju: co czytelnik to inna opinia. I przy tym pozostańmy.