Jak zwykle ostatnio, Pani Katarzyna Bonda zaskoczyła mnie kolejną książką. I żeby być na bieżąco, muszę nadrabiać zaległości. Dlatego za poprzedni tom przygód o Meyerze, „Zimna sprawa” bardzo dziękuję Wydawnictwu Muza. Oto moja recenzja.
Jak wiadomo z przyjemnością wracam do Huberta. Tym razem, złamany wydarzeniami z „Balwierza” profiler musi zmierzyć się nie tylko ze sprawą zawodową, ale i z prywatnymi demonami.
W Warszawie rusza Wydział Wsparcia Dochodzeń. Wybrani przez Meyera najlepsi przyszli profilerzy, mają wsparcie ze strony rządu i za zadanie przygotować program, który w kilka chwil pozwoli znaleźć podobieństwa pomiędzy świeżą a starą sprawą. Miałoby to pomagać wykrywać sprawców, identyfikować seryjnych.
Tymczasem jednak najbardziej obiecujący z uczniów Huberta angażuje się w sprawę, z którą powiązany jest osobiście. I oczywiście wciąga w to swojego przełożonego, (który wykorzysta każdą sytuację, żeby tylko zagrać na nosie ministrowi Czajkowskiemu).
W Poznaniu bowiem zostają znalezione zwłoki całej rodziny, (brakuje tylko ojca i najstarszej córki). Zaginęli oni siedem lat wcześniej, a wszelkie tropy prowadzą do sekty, która wierzy, że śmierć jest tylko przejściem do kolejnego życia. Stosują oni odpowiednie ceremonie pogrzebowe, aby zapewnić wyznawcom prawidłowe przejście. Hubert i Grzegorz za wszelką cenę chcą odnaleźć zaginionych członków rodziny i wykryć sprawcę. Tym bardziej, że zwłoki… okazują się nie być tymi osobami, za które się je brało. Wiele wskazuje na to, że o całej sprawie wie coś była żona przywódcy sekty, ksiądz, który odszedł z Kościoła oraz lokalna hodowczyni kangurów i egipskich kotów.
Hubert po raz kolejny wikła się w sprawę, której sznurki sięgają wielu osób i wielu zdarzeń, również z przeszłości. Kiedy już się okazuje, że sprawa jest jednak nie do rozwiązania, że za dużo tu niewiadomych i plot twistów, niezawodny Meyer jak zawsze łączy kropki i jak zawsze robi to poza moją percepcją. Nauczyłam się już jednak nie szukać sprawcy na siłę. Pani Kasia poprowadzi mnie zawsze razem z Hubertem za rękę aż do samego rozwiązania. Muszę przyznać, że i w tej części mnie ono usatysfakcjonowało a kulminacyjna scena pod koniec książki wywołała szybsze bicie serca, nawet jeśli wiedziałam, że wszystko skończy się dobrze.
Mimo sugestywnych, makabrycznych opisów i doskonałej znajomości tematu, styl Pani Kasi sprawia, że odpoczywam. To siódmy tom serii o Hubercie, więc mogę śmiało zaryzykować stwierdzenie, że zżyłam się i zaprzyjaźniłam z profilerem, mimo że czasem chciałabym wylać mu na głowę wiadro zimnej wody. Cieszę się jednak, że jakoś się trzyma. Po wydarzeniach z „Balwierza” spodziewałam się, że zastanę go w gorszej kondycji. Grzegorz natomiast wydaje się być dobrym partnerem i jeśli Pani Kasia zdecyduje się na stałe wprowadzić go do serii to będę bardzo zadowolona. Jestem sceptyczna co do nowej postaci kobiecej, ale czas pokaże. Hubert lubi komplikować sobie życie, tym razem pewnie nie będzie inaczej.
Nad Meyerem od dłuższego czasu zbierają się czarne chmury i wygląda na to, że wreszcie się doigrał, ale kolejna pozycja z nim w roli głównej już na mnie czeka, więc nie będę zwlekać z jej przeczytaniem i może nawet uda się po nią sięgnąć przedpremierowo.