Marcela de Legarde zrobi wszystko by skandal sprzed 18 lat nie wyszedł na światło dzienne. Dlatego gdy jej mąż się o nim dowiaduje, Madame zwraca się do Filipa de Kerven o pomoc. Razem popełniają zbrodnię, która uchodzi im na sucho. Nieszczęście jednak spotyka Pawła Gireta i Jana Remego, niewinnie oskarżonych mężczyzn. Zbrodnia niesie za sobą poważne konsekwencje, przez które ucierpi mnóstwo ludzi.
Pierwszym co skłoniło mnie do sięgnięcia po lekturę był rok 1894. Czasy te są wielką inspiracją dla pisarzy, a ja chętnie o nich czytam.
Gdy już zaczęłam pochłaniać, dałam się wciągnąć w niesamowity świat iluzji i kłamstwa.
Cała fabuła opiera się właśnie na kłamstwie, przez które zaczynają dziać się coraz straszniejsze tragedie.
Od pierwszej strony da się wyczuć także niesamowity klimat powieści. Albowiem jest ona skąpana w świetle brutalności i egoizmu. Przytłacza to czytelnika, ale także dzięki temu książkę czyta się w wielkim napięciu.
Akcja czasami wolna, momentami przyśpiesza do maksimum. Wedy czytelnik wstrzymuje powietrze i ze zniecierpliwieniem oczekuje dalszych wydarzeń.
Można się także domyśleć jaki był powód nieszczęść i coraz to nowych kłamstw. Pieniądze, pozycja społeczna, lecz nie tylko. Ważnym aspektem jest tu miłość. To właśnie przez nią zdarzyło się dużo złego.
Wspominając o bohaterach mogłabym rzec "i tu leży pies pogrzebany".
Autor zapoznaje nas z odmiennymi charakterami, z ludźmi o innym spojrzeniu na życie i z różnymi zasadami.
Patrząc na każdą postać subiektywnie, targa mną mnóstwo emocji. Niekoniecznie są one pozytywne.
Marcela de Legarde to dumna, piękna kobieta. Zawsze chodzi wyprostowana, nie dopuszcza do skandali, jest elokwentna.. idealna. Czyżby? To również kobieta niemająca zahamowań i dopuszczająca się karalnych czynów. Zawsze ma jednak wytłumaczenie na swoje zachowanie, najczęściej jest nim 'dobro' innych ludzi.
Ma ona wspólnika, szanowanego sędziego śledczego Filipa de Kerven. On również na pozór jest prawym i szczerym człowiekiem, ale gdy poznajemy jego działania, wzbudzają one tylko niechęć.
Jest to dwójkach negatywnych bohaterów, jednak w "Kwiaciarce" pojawiają się także osoby wzbudzające sympatię. Np. Jan Remy i Paweł Giret. Tym razem szczerze mogę napisać, że są to ludzi i prawi i uczciwi. Nie wiedzieć jednak czemu los zgotował dla nich okropną przyszłość.
Jan ma żonę i córkę, Magdalenę i Gabrielę. Kobietę i dziewczynę spotka ogromna tragedia, z której szybko się nie otrząsną. Całej czwórki było mi szkoda i prawdziwie żal.
Narrator jest jedną z pozytywniejszych rzeczy w lekturze. Pozostaje on w bliskich i sympatycznych stosunkach z czytelnikiem.
Pozytywem jest także styl pisarza. Czasem używa prostych zwrotów. Jednak w większości niesamowicie mnie zaciekawił jego język. Z pewnością to także zasługa dobrego tłumaczenia.
Warto wspomnieć, że Ksawery De Montepin żył i tworzył w latach 1823-1904, a jego książki zostają wydane dopiero teraz.
Największym plusem wydania jest oczywiście barwna, klimatyczna okładka (zauważyliście za pierwszym razem, że postać na okładce trzyma nóż?)
Cała powieść jednak, utrzymana jest na dobrym poziomie wydawniczym.
Gdy tylko "Kwiaciarkę" dostałam, zaczęłam czytać. Tak zleciały mi dwa krótkie dni. Lektura niesamowicie wciąga, a przewrotna akcja nie daje o sobie zapomnieć. Dawne czasy co prawda nie są wyraziste, ale da się wyczuć ich klimat.
Na mnie czeka już druga część, a tę mogę tylko polecić. Czas przy niej leci w mgnieniu oka.