Po książki Małgorzaty Starosty miałam już sięgnąć dużo wcześniej ze względu na interesujące opisy, ale dopiero ta, która trafiła bezpośrednio do moich rąk realnie mnie zmotywowała do przeczytania. Teraz już wiem, że będę musiała szybko nadrobić zaległości co do wcześniej odkładanych tytułów.
Akcja "Kto zabił mamusię?" rozpoczyna się od tego, że wymyślona przez autorkę postać (podkomisarz Michał Bączek) materializuje się pod drzwiami jej mieszkania. Funkcjonariusz chce rozmawiać z Małgorzatą Starostą, ale zabawnym zbiegiem okoliczności zarówno teściowa, jak i synowa nazywają się tak samo. Co ciekawe, pisarka dowiaduje się od niego, że niespodziewana wizyta jest spowodowana śmiercią właśnie jej teściowej, co z kolei oburza starszą Małgorzatę, która natychmiast oznajmia, że wbrew jego słowom wszystko z nią w porządku. W ten sposób wychodzi na jaw, że główna bohaterka zataiła przed swoimi bliskimi (również mężem i córką) "drobny" epizod z jej życia w postaci... jej pierwszego małżeństwa.
Opisane w książce przygody rozgrywają się częściowo we Wrocławiu, a częściowo w małej miejscowości o nazwie Gruszów niedaleko Świdnicy (zlokalizowanej również na Dolnym Śląsku, choć oddalonej od wspomnianych miast o kilkadziesiąt kilometrów). W większości są one zaskakujące i zabawne, choć w okolicach środka powieści zatarła się nieco humorystyczna forma.
Świetny początek, a do tego akcja tocząca się w znanych mi miejscowościach spowodowały, że z ogromnym zainteresowaniem czytałam kolejne rozdziały. Intuicja mnie nie zawiodła, ponieważ został poruszony m.in. temat problematycznego przebiegu autostrady ("koszmarek" lokalny). Przeplatające się wątki realistyczne z wykreowaną przez autorkę (a także częściowo internautów) fikcją dały bardzo ciekawy efekt finalny. Jeśli chodzi o postacie to moją sympatię wzbudziły przede wszystkim specyficzne charakterki Małgosi (seniorki też), Basi oraz Alicji, a szczególnie ich bezpośrednia i nieskrępowana forma wypowiadania się.
Interesującymi elementami zaczynającymi niemal każdy z rozdziałów są cytaty nawiązujące do tytułowej mamusi. Jeśli chodzi o słownictwo to jednym z ciekawszych określeń, na jakie się natknęłam było opisanie przez Baśkę miejsc w pamięci na opowieści głównej bohaterki, które są niczym pokój z przepowiedniami z piątej części "Harry'ego Pottera" oraz o wykopkach archeologicznych w jej pamięci. Plotki są określone jako swobodna wymiana myśli, a sklep mięsny to farma trupów/trupia farma (używając tych określeń warto jednak sprawdzić czy nie słucha nas np. żadna sąsiadka!). Oprócz typowo humorystycznych elementów, poruszony został też pojawiający się często w ostatnim czasie temat depresji. Moim zdaniem książka stanowi jednak przede wszystkim pewnego rodzaju zachętę do odkrywania tajemnic okolicznych zakątków.
Uważam, że "Kto zabił mamusię?" przypadnie do gustu głównie amatorkom/amatorom zabawnych historii (i to nie tylko toczących się w okolicach Dolnego Śląska), ale wszystkim lubiącym przeplatające się wątki rzeczywiste (np. istniejący pałac w Gruszowie) z fikcją literacką. Bardziej dociekliwy czytelnik pewnie zechce zweryfikować wiarygodność wspomnianego w książce błękitnego naszyjnika... ;)
Książkę otrzymałam z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.