O Małgorzacie Gutowskiej-Adamczyk do tej pory nie słyszałam. Może to dlatego, że do tej pory pisała książki dla dzieci, a ja takowych już nie czytam. Z okładki dowiedziałam się, że autorka powieści otrzymała nagrodę za „Książkę roku 2008” za powieść „13. Poprzeczna”, co na pewno jest osiągnięciem znacznym. O nagrodzonej książce nic nie słyszałam, może kiedyś z ciekawości się nią zainteresuję.
„Cukiernia pod Amorem”, to pierwsza seria książek dla dorosłych, które napisała pisarka. Jest to kolejny sukces w jej karierze, a widząc, jaką furorę robi na odbiorcach ta seria, śmiem twierdzić, że to dopiero początek góry lodowej na drodze do sławy.
Pierwsza część, „Zajezierscy”, to opowieść o tytułowym rodzie Zajezierskich. Każdy z rozdziałów jest ukazaniem jej przez pryzmat pokoleń. I tak poznajemy Barbarę Zajezierską, która musi uporać się z psychiczną chorobą męża, a przy tym dobrze gospodarować domem i opiekować się czworgiem dzieci. Trzeba przyznać, że los jej nie oszczędza, gdy mąż i teściowie umierają, na jej drodze stają coraz bardziej zawikłane przeszkody w osiągnięciu szczęścia. Mimo wszystko jestem dla niej pełna podziwu, gdyż potrafiła sobie z każdą sytuacją poradzić, jak na prawdziwą panią domu przystało.
Inne rozdziały dotyczą już kilku lat wprzód, czyli dorosłość syna Barbary – Tomasza. Tutaj jawi nam się wątek romansowy, Tomasz, bowiem słynie z podrywania kobiet, niektórym płodzi dzieci. Jego matka zajmuje się cichym spłacaniem upokorzonych przez niego kobiet bez cienia żalu i z pewnością, że tak trzeba.
W dalszych rozdziałach w historię wplata się rodzina Bysławskich, czyli Ada (narzeczona Tomasza) i jej dwie siostry Kinga i Wanda. Ich losy również są nieco skomplikowane, Ada, bowiem niekoniecznie pała miłością do swego przyszłego męża, Kinga wychodzi za mąż za Rosjanina, co w tamtych czasach było rzeczą niesłychaną, a Wanda z rozpaczy idzie do zakonu.
No i wreszcie czasy nam w miarę współczesne – rok 1995. Tutaj prym wiedzie Celina Hryć, właścicielka „Cukierni pod Amorem”, jej syn Władysław oraz jego córka Iga. Poznajemy tu historię starego rodowego pierścienia, który nagle odnalazł się podczas wykopalisk prowadzonych w Gutowie, a który jest rodzinną pamiątką. Owa historia, co prawda jest ciekawa, ale jakoś mało mnie zainteresowała. Gdyby jej nie było, to książka praktycznie wcale nie straciłaby na wartości, nie wiadomo jednak, co później stanie się z pierścieniem, bo jego losy pozostają nierozwikłane.
W przeciwieństwie do pierścienia, bardzo zainteresowało mnie życie samej cukierni. Już widząc okładkę niemal się śliniłam, dużą przyjemność sprawiały mi też opisy ciast, a największą miłością zapałałam do jagodzianek.
Książka jest napisana w świetnym stylu, zawiera całe multum informacji, które spokojnie mogłyby się znajdować w osobnych książkach. Wszystko pomimo tego, ładnie się ze sobą łączy, jest spójne i te przeskoki czasowe w niczym nie przeszkadzają.
Jedynym mankamentem jak dla mnie były literówki, które choć bardzo rzadko, to jednak się zdarzały. Zazwyczaj nie były to jakieś poważne błędy, aczkolwiek mnie irytowały i ciągle zastanawiałam się jak to możliwe, że w ogóle się tam znajdują.
Całość dopełnia piękna okładka, na której widnieje front „Cukierni pod Amorem” wraz z jej cudownymi wypiekami. Mogłabym się w nią wpatrywać całymi dniami i za każdym razem dostrzegałabym coś innego. Za to wielki plus!
Jestem bardzo ciekawa kolejnych części powieści i z chęcią jak najszybciej je przeczytam, a was również zachęcam.