"Najcenniejszym co miała, było jednak to co dała jej matka - przyzwolenie, aby zrobiła wszystko, co konieczne, żeby przetrwać. Bez skruchy, bez wyrzutów sumienia. I zamierzała zarobić dosłownie wszystko, z wyjątkiem płaczu"
Tisaanah po tym jak została wzięta do niewoli a jej matka trafiła do kopalń, z których podobno nikt nigdy nie wychodzi żywy, nigdy już jej nie spotkała. Traktowana jak cenna rzecz nie cofnie się przez niczym, aby się wykupić od swojego pana, zwłaszcza kiedy ma swój cel.
Podczas swojego pobytu w niewoli spotyka arcykomendanta Zakonu. Wtedy właśnie sobie uświadamia, że Zakon to dla niej szansa, aby stać się kimś znaczącym. Kimś potężnym, silnym i mającym pieniądze. Mającym po prostu władzę. A członkostwo w Zakonie jej to zapewni.
"Wtedy coś zrozumiałam. Zeryth był członkiem Zakonu Północy, więc miał środki. Wsparcie. Ochronę. A co najważniejsze – władzę. Wszystko, czego potrzebowałam, aby moje przetrwanie warte było ceny, którą zapłaciła moja rodzina. Wszystko, co musiałam mieć, by stać się kimś znaczącym"
Tisaanah jest to bardzo silna i zdeterminowana bohaterka. Przez 8 lat, przez 8 lat pracowała na to, aby się wykupić. I nigdy się nie poddała. 8 lat! Tyle czasu! Do wolności potrzebowała tysiąca złotych monet. I w końcu udało jej się tą kwotę uzbierać. Już widziała siebie jak udaje się do Zakonu, wreszcie wolna. Jednak niestety nie wszystko idzie po jej myśli.
Jej pan nie sądził, że tak szybko uda się jej zebrać tę kwotę. Ba, on liczył, że zajmie jej to kilka lat. A dopóki dziewczyna przynosiła mu korzyści to nie miał zamiaru pozwolić jej odejść. Daje jej to boleśnie odczuć.
"Trzask.
Dwadzieścia pięć.
Trzask.
Dwadzieścia sześć.
Dwadzieścia siedem.
A potem wszystko się skończyło"
Tisaanah myślała, że zgine. Zostanie pobita na śmierć. Ale coś się dzieje. Zamiast zginąć to ona zabija swojego pana.
"W tym momencie mogłam dotrzeć w nich milion chwil. Momentów, które dzieliłam z porywaczem, kochankiem, ojcem, wypaczoną mieszaniną tych trzech osób"
Boleśnie skatowana, naznaczona śladami po bacie, krwawiąca, ledwo żywa z pomocą swojego przyjaciela udaje się w podróż z obietnicą, że wróci i im pomoże. Jej celem jest Zakon.
Okazuje się jednak, że wstąpienie w szeregi Zakonu nie jest wcale takie łatwe. Konieczne jest odbycie szkolenia. Szkolenia, które trwa aż 6 lat, a jak wiemy bohaterka nie ma tyle czasu i nie ma zamiaru tak długo się uczyć. Do tego wszyscy nauczyciele już mają swoich uczniów i nie mają miejsca dla Tisaanah. Oprócz jednego, który jednak już nie uczy i nie ma w planach tego zmieniać.
Zakon stawia pewną propozycję. Jeśli Tisaanah uda się ukończyć trening to może rozważą jej prośbę o udzielenie pomocy niewolnikom. Trochę podejrzane, prawda? Od razu nasuwa się na myśl pytanie dlaczego? Czemu ktoś taki potężny jak Zakon miałby pomóc byłej niewolnicy? Komuś, kto nie jest ważny i do tego zamordował swojego pana? Komuś, któremu wcześniej nie chcieli w ogóle pomóc a mieli taką możliwość?
"- Myślę, że cieszył cię sposób, jaki patrzyłam na ciebie, będą 14-latką, gdy reprezentowałeś wszystko, co znałam z poza Threll. Wydaje mi się, że było ci miło i mnie polubiłeś. Ale nie sądzę, żeby zależało ci na tym, żeby mnie stamtąd wydostać"
Maxantarius Farlione zostaje nauczycielem Tisaanah wbrew swojej woli. Nienawidzi Zakonu od pewnego wydarzenia, które miało miejsce 8 lat temu. Od tego czasu trzyma się od niego z daleka. Mimo, że nakazano mu rozpocząć szkolenie to wcale nie ma zamiaru tego robić. Jednak nie wie tego jak nasza bohaterka jest zdeterminowana i wcale nie ma zamiaru się poddać. Początkowo uczy się sama, choć średnio jej się to udaje. Z czasem Max widząc, że dziewczyna się nie poddaje i pod wpływem jej słów decyduje się ją uczyć.
Zarówno Max, jak i Tisaanah to bohaterzy, których nie da się nie lubić. Ona, piękna, zdeterminowana, inna i pełna siły. Naprawdę ją podziwiam. Tyle ile przeszła. Strata rodziny, niewola, w której była wykorzystywana, bita i okrutnie traktowana, aż serce boli. A najgorsze jest to, że wiele osób jest tam w podobnej sytuacji. Tisaanah nigdy się nie poddaje i mimo tego okropieństwa jest dobra. Nie wszyscy daliby sobie radę w takiej sytuacji, a ona tak. Nie zapomina o osobach dla niej ważnych i ma zamiar im pomóc, wliczając w to Maxa. Dodatkowo pokazuje wszystkim w około, że należy się z nią liczyć.
Max mimo początkowej niechęci coraz bardziej lubi bohaterkę. Podoba mu się to, że jest dobra i myśli o innych. Troszczy się o nią i zależy mu na jej bezpieczeństwie.
Bohaterzy zbliżają się do siebie. Zwierzają się ze swojej przeszłości, choć początkowo Max swoją ukrywa. Jego historia, strata rodziców, te cierpienie to coś przez co od razu robi się smutno. Max ostrożnie postępuje w relacji z bohaterką, wie czego ona doświadczyła.
Ich relacja rozwija się bardzo powoli. Tak jak w przypadku książki "żmija i skrzydła nocy" również tutaj mamy do czynienia z motywem slow burn. Jest bardzo idealnie poprowadzony. Sam ten wątek romantyczny tutaj też nie odgrywał dużej roli, był on raczej poboczny, ale bardzo interesujący. Czekam na więcej!
"Powiedziałem ci, że razem znajdziemy sposób, by to zrobić i mówiłem poważnie. Będę z tobą aż do końca. Z tobą, Tisaanah. Jeśli zechcesz uciec, znajdziemy sposób, by to zrobić. A jeśli cały świat stanie w płomieniach, spłonę obok ciebie i nadal będzie to najlepsza rzecz, jaką..."
Książka skupia się na różnego rodzaju konfliktach, intrygach, polityce, okrucieństwu czy też wojnach. Jest pełno napięcia, akcji. Bardzo dużo się dzieje. Zakon ma pewne konkretne, ukryte plany wobec bohaterki. Każda strona coś chce od siebie. Jednak Tisaanah nie pozwoli się oszukać. Zawiera układ, który ma jej zagwarantować, że Zakon udzieli jej pomocy. Tylko czy cena jaką za to zapłaci nie będzie za duża? Od tego momentu wiele się zmienia...
Konflikty. Intrygi. Wojna. Niebezpieczeństwo.
"Mam na imię Tisaanah. Jestem wolną kobietą, a jednocześnie niewolnicą. Można znaleźć we mnie fragmenty wielu rzeczy, ale ich całość tworzy moją osobę. Jestem córką nie czyich światów, a jednocześnie ich wszystkich.
I jeszcze nie skończyłam"
"Córka niczyich światów" to moje drugie spotkanie z twórczością autorki i z pewnością nie ostatnie. Powiem szczerze, że autorka chyba będzie jedną z moich ulubionych. Bardzo podobają mi się jej wykreowani bohaterzy. To, że faktycznie coś się tu dzieje, jest akcja, napięcie, okrucieństwo i nie brakuje brutalności.
Książkę bardzo przyjemnie się czyta i nawet nie zauważa się kiedy koniec. Nie raz powiedziałam sobie, że przeczytam do końca rozdziału i koniec, czas spać. A potem się okazuje, że z jednego rozdziału zrobiło się pięć. Tak przyjemnie się te kartki przekłada 😂😂
Historia jest bardzo wciągająca, zapewniająca wiele emocji, choć tak jak w przypadku żmii początki też były dosyć ciężkie. Pojawia się dużo pojęć, polityki, czasami średnio zrozumiałych. Historia rozwija się dosyć powoli, ale jest to w odpowiedni sposób dozowane i nie czuć nudy. Bardzo mi się podobała, choć jednak moim top chyba dalej pozostanie żmija.
Początkowo mamy rozdziały tylko wyłącznie z perspektywy bohaterki, ale od drugiej części również pojawia się perspektywa Maxa.
"Córka niczyich światów" bardzo pięknie się prezentuje. Każdy rozdział jest w odpowiedni sposób ozdobiony pewnymi znakami, które mają nawiązanie do mocy bohaterki. Jak również sama okładka nawiązuje do pewnego wydarzenia z książki. To była mocna scena! Bardzo lubię, kiedy okładka nawiązuje do zawartości.
Zakończenie fajne. Pojawiły się nowe zaskakujące okoliczności. Z pewnością sięgnę po kontynuację.
Cóż, w tym miesiącu przeczytałam 2 książki autorki i obie mnie zachwyciły i w przypadku każdej z pewnością sięgnę po kontynuację. Bardzo polecam i miłego!