Władza absolutna to droga ku najgorszym przemianom zachodzącym w zachowaniu i osobowości człowieka, czyli mówiąc inaczej: w jego konstrukcji psychicznej, a także, z racji tego, że takowa konstrukcja jest ,,gościem" w jego biologicznym ciele, to i w takim ciele również. A pisząc w tej kwestii o ,,biologii ciała" należy mieć na myśli najważniejszy organ ludzkiego jestestwa: mózg. W tym galaretowatym, o konsystencji lekko gęstej galaretki narządzie, sam wpływ najbardziej apodyktycznej, narcystycznej i surowej władzy, jaki można sobie wyobrazić, sprawia, że przeważnie dochodzi wtedy w mózgi, w wielu jego strukturach na wszystkich poziomach jego funkcjonowania, do rozmaitych uszkodzeń, a raczej swego rodzaju zaburzeń biochemicznych, zmieniających oblicze człowieka i jego osobę - jako kogoś widzianego i rozumianego z perspektywy bliskich czy ludzi wokół, których się często spotyka - znacząco, a bywa i tak, że całkowicie.
Jak to się mówi ,,nie tylko samo życie", ale i wytwory kultury masowej, takie jak twory audiowizualne - a mam na myśli tu różnego rodzaju filmy, seriale, fabularne bądź dokumenty - które stanowią lepszy przekaz informacji dla zmysłów człowieka niżeli książka czy komiks, są w stanie ukazać wypaczenie ludzkiego umysłu i charakteru bądź odwrotnie: zmianę jego ,,niematerialnej" duchowej egzystencji na o wiele lepsze. Zatrzymajmy się jednak na ciemnej stronie naszej egzystencji. Można by podawać setki przykładów wytworów małego i dużego ekranu, które to znakomicie uwypuklają, np. "Hannibal", "Psycho", "Zodiac", "Czerwony Smok". Ale jest jeden szczególny przykład, który w medium serialowym powinien w tym aspekcie zwrócić uwagę każdego z ,,popkulturowiczów", szczególnie geeków lubujących się w kulturze japońskiej, a najbardziej w anime i mandze. Tym tytułem jest "Notatnik Śmierci", seria 37 odcinków, po około 25 min każdy, zrealizowanych w konwencji anime. Nie dość że był to jeden z pierwszych ,,animajców" jakie zobaczyłem w całości (37 odcinków dla niewprawionego geeka mogą być trudne do przebrnięcia, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę to jakim gatunkiem jest owy ,,Notatnik Śmierci"!),to ów serial stał się pierwszym anime, które oglądałem, a które nie bało się - i nie robiło tego bardzo nachalnie - pokazywać, jak w przypadku pewnego niby zwykłego nastolatka możliwość przeistoczenia się w prawdziwego Boga i decydowanie nie tylko o życiu jednostki, ale i całych zbiorowości, doprowadziły do zmian psychicznych i fizjologicznych w ciele tego człowieka, zmieniających do zatracenia, całkowicie i ostatecznie jego osobowość, doprowadzając go tym samym do upadku - w jego osobie - idei człowieczeństwa i rozbicia muru moralności, którym chroni się zwykły, normalnie wychowany i rozwijający się człowiek. Jest to więc pierwszy i najlepszy cykl anime z gatunku thriller i m.in. dreszczowiec, jaki widziałem. I co istotne, pod tym względem, w kwestii poprowadzonego wątku głównego protagonisty tytułu, Lighta Yagamiego, "Notatnik Śmierci" jest, cóż tu dużo mówić, dość wybitnym reprezentantem japońskiej animacji, dość przez duże d, aby umieścić go w Panteonie anime w gatunku thrillerowo-podobnym. Jednak ,,nie samym chlebem człowiek żyje", dlatego natchniony tak ciepłymi wspomnieniami o tym serialu i jego wpływie na samą popularność tego medium i jego dalszy rozwój oraz adaptację pośród morza popkulturowych treści, postanowiłem zacząć zagłębiać się w źródło Uniwersum Death Note, w formę japońskiej narracji graficznej, od której tak naprawdę wszystko się zaczęło.
Wiele razy, często pośród grona geeków anime i mangi, zdarza mi się nakierowywać wątek na niniejszym omawiany, przetłumaczony na nasz rodzimy język idealnie, Świat "Notatnika Śmierci". Najczęściej staram się wspominać o wybornej dla formy serialu Uniwersum atmosferze; o tym jak intuicyjnie udało się tu twórcom przenieść z komiksu na mały ekran dość mięsiste, wręcz namacalne wyczuwalne w każdej minucie każdego odcinka napięcie, tą iście hitchcockowską wykładnię świetnie realizującej się w tym konkretnym przypadku opowieści, w której co najważniejsze wszystko jest tak uważnie i intensywnie rozwijane i jakby adaptowane na potrzeby widza, że w klimacie produkcji można by grubo kroić nożem, oj grubo. I ogólnej oceny i wrażenia dla 37 odcinków ,,Notatnika" za Chiny Ludowe bym nie zmienił - perfekcja z bardzo drobniutkimi wadami, wręcz minimalnie kosmetycznymi. Prawie że perpetuum mobile, które samo napędza swój mit, którym wciąż żyje. Z popularnością i ,,wybitnością" mangi tego Świata jest nieco inaczej, gdyż serial za bardzo swą genialnością wyprzedził archetypową dla siebie mangę, jakby stworzył sam dla siebie ideał tego jak "Death Note" powinno wyglądać, jak opowiadać fabułę, kreować wątki, opisywać skomplikowane osobowości postaci etc. W tym Wymiarze niezwykłej rozrwyki najważniejsza powinna być manga - serial, co sądzę osobiście, nie powinien być uważany za jego adaptację, lecz przedłużenie tego, co stworzyło na przestrzeni lat wiele tomów tego cyklu komiksowego.
Pilotowe rozdanie graficzno-narracyjnej strony materii ,,Notatnika" to bardzo dobry wstęp do tego, co w wyczekiwanych przez każdego, kto zasmakował tej pod wieloma względami rewolucyjnej i odmiennej od swej wersji anime (skróty fabularne i inne spojrzenie na rozwinięcie relacji ,,Light-Notatnik-Ryuk-Potęga” to tylko przykłady tego, jak stoi w tej kwestii manga; czytelnik sam musi sobie zadać pytanie, która forma jest dla niego ważniejsza: czy serial, czy komiks) bądź w ogóle całego gatunku kryminalno-śledczego, pierwszej z wielu odsłony mangi, się z perspektywy umieści. I sam trzymam swoją cierpliwość na wodzy i trzymam kciuki za całą mangę tego cyklu, z jednego względu: chodzi o to wyczekiwanie i to ,,zawieszenie” emocjonalne ze strony fana, ta świadomość tego, co się wydarzy i jak bardzo daleko w stosunku do serialu zajdzie ta komiksowa historia w kontekście aspektu gry o ludzkie istnienia. A w tej niewątpliwie ,,perfidnej” w swym specyficznym zaskakiwaniu czytelnika ,,grze śmierci” pierwsze rozdziały tomu 1 stworzyły świetną, ale tylko i aż, podwalinę ,,diamentowego geniuszu" ogólnej specyfiki Uniwersum, która tak jak w serialu, tak i w mandze odcisnęła piętno na konkurencji, stając się również wzorem dla nurtu thrillera czy inteligentnego, angażującego widza/czytelnika dreszczowca. Tom 1, to dzieło Tsugumi Ohby i Takeshiego Obaty. Ponad 150 stron minęło jak z bicza strzelił, mimo iż czytałem mangę drobiazgowo i z należytą uwagą. Nie poznaliśmy tu jeszcze tej przynajmniej ,,większościowej" charakterystyki postaci Lighta – rysunek jest przenikliwy i dokładny, ze smakiem uwydatnionym tu balansem bieli oraz czerni i ciemniejszych jej tonacji (ciemne tła lub ogólnie barwy najlepiej sprawdzają się przy okazji kreacji Ryuka, a szczególnie przy jego graficzneym uwypukleniu w rozmowie z Lightem),co w kwestii koloru ma ogromne znaczenie we właściwym przedstawieniu emocji, idei działania Notatnika i całego zła, które (choć to zależy bardziej od subiektywnej interpretacji dzieła) być może wytworzyłby, gdyby znalazł się w normalnym ludzkim Świecie - przestrzeni bez fikcji, działając tak jak w anime i mandze z cyklu.
Całkowitej ,,przeszłości”, czyli historii rozwoju emocjonalnego umysłu i osobowości Lighta – bo jak na mój gust on robi w tym tomie najlepszą robotę dla skupiania uwagi czytelnika; przepływają przez jego kreację największe i najbardziej intensywne emocje, choć trzeba się skupić na kadrach, a szczególności na rysowanej postawie bohatera i jego reakcjach i mimice twarzy - nie znamy, przynajmniej w całym anime, a także nie wszystko dowiadujemy się w tym aspekcie w pierwszym tomie mangi. I to jest ciekawe, gdyż nigdy ot tak, nie ma w ,,przyrodzie" takiej sytuacji, że ktoś ukazuje swoje drugie bardzo negatywne oblicze, takie jak ukazał nam w serialu Yagami, jeśli coś wewnątrz psychiki/osobowości nie zaczęło ,,kiełkować", nie zmieniać się w trakcie wieku młodzieńczego. Nic nie dzieje się bez przyczyny, nawet i w przypadku Lighta tak być musi. Same jego relacje z rodzicami nie są zbyt właściwe, powiedziałbym sztuczne i minimalne, a on sam zapoznając się z ,,Notatnikiem” i zaczynając go używać, wkracza w szeroki świat fantazji, które z czasem (nie zdając sobie z tego sprawy) staną się jego obsesją, chorym wynaturzeniem, bez którego Yagami nie będzie widział życia… Ale to, jak piszę, z czasem, gdyż siła artefaktu ,,porzuconego” przez Boga Śmierci w ludzkim świecie zaczyna zbierać swoje żniwo… powolutku, ze strony na stronę opowieści, z rozdziału na rozdziału, a nie wszystko na raz ,,na hop siup". Co istotne, to jak intryga Death Note’a potoczy się dalej na pewno pomoże nam to zrozumieć tom 2 i 3 oraz kolejne, gdyż tam jak podejrzewam ,,L” największy wróg ,,Kiry”, czyli po prostu Lighta, który w ,,pilocie” mangi się pojawia i nadaje z miejsca tejże opowieści jeszcze więcej smaku, więcej tajemnicy i tego charakterystycznego podwyższonego rytmu bicia serca u czytelnika, na pewno odegra jeszcze potężniejszą rolę. Na stan tomu 1 ,,L” staje się jedynie gościem, który stara się zrozumieć wynaturzenia Kiry, odkrywając wszystkie wiadomości o jego osobie na tyle na ile potrafi. Light jest Mesjaszem; zresztą w pierwszych rozdziałach tomu padają w pewnym momencie z jego ust tego rodzaju słowa, ,,L” natomiast jest swego rodzaju pogromcą mitów, który chce stłamsić i zniszczyć w zarodku ,,mesjański mit” boskiego majestatu i przeznaczenia istnienia Kiry. I tak, dla czytelnika mangi, jak na stan omawianego pilota serii komiksowej, obecność tej dwójki nadaje ,,stanowi zawieszenia” atmosfery i napięcia jakby odpowiedniego tomu: czytający nie wie – i na pewno zastanawia się kiedy ten stan rzeczy ulegnie zmianie i czy w ogóle to nastąpi – kiedy L i Light poznają swoje prawdziwe tożsamości. Tym bardziej zasady Notatnika, które dopisywane są co kilkanaście stron tomu, na czarnych kartkach i białym klimatycznie nakreślonym tuszem, same w sobie dodają tego dodatkowego sosu do smacznej potrawki jaką jest klimat i atmosfera krążące wokół narracji, jej tempa, postaci naszej nietuzinkowej historii, którą... chyba ledwo co poznajemy.
,,Old but Gold" – to tego rodzaju określenie wzięte wprost z arkan angielskich idiomów, co w tłumaczeniu na polskie oznacza: ,,stare ale jare”. Idealnie nadaje się ono do wartego każdej uwagi, jeśli chce się obejrzeć lub przeczytać jego książkową podstawę, jakiegoś dość inteligentnego, thrillerkowo-suspensowo-dramatycznego filmu lub serialu, z na tyle odpowiednią napięciem i atmosferą, w którą aż ów ochotnik: filmo bądź serialomaniak czy czytelnik sam chce się wczuwać. Tak jest i w przypadku rozpoczęcia mangowego cyklu Death Note'a - to stary ale jary popkulturowy kanon wybornego kryminału z atmosferą dreszczowca w tle. To coś, co nie jest jeszcze idealne jak na formę komiksu - nasz ,,Notatnik" dopiero wrzuca pierwsze biegi, a przed czytelnikiem dopiero najlepsze. Cóż, niedosyt być musi, by zwiększyć siłę oddziaływania tego tytułu w kolejnych doświadczanych tomach.