„Co by było, gdyby” to książka autorstwa Holly Miller wydana przez Wydawnictwo Muza.
Lucy mieszka w Shoreley, właśnie rzuciła pracę w agencji reklamowej i nie ma pojęcia, co dalej powinna zrobić ze sobą i swoim życiem. Dziewczyna zastanawia się, czy pozostać w swojej nadmorskiej miejscowości, wykorzystać oszczędności, pracować na pół etatu i zrealizować marzenie o byciu pisarką, czy może jednak wyjechać do Londynu i rozpocząć karierę copywriterki? To niejedyny dylemat Lucy. Gdy dziewczyna siedzi w barze, poznaje intrygującego fotografa Caleba, a chwilę później spotyka Maxa, który swego czasu był miłością jej życia. Co zabawne – tego dnia Lucy dowiedziała się z horoskopu, że spotka swoją miłość. Tylko o którego z mężczyzn chodziło?
Dwie miejscowości, dwie ścieżki kariery, dwóch mężczyzn. Co wybierze Lucy?
Pod koniec trzeciego rozdziału siostra Lucy, Tash, zadaje pytanie „Co zamierzasz, Luce? Zostajesz czy jedziesz?” i to jest właśnie ten moment, w którym musimy zadecydować, co robi główna bohaterka.
Oczywiście przeczytałam dwie wersje – zarówno „zostaję”, jak i „jadę”. Pierwsza była dość spokojna i mam wrażenie, że życie Lucy byłoby wtedy takie wystarczające, w porządku, ale czegoś by jej brakowało. Druga wersja wydarzeń jest bardziej szokująca, ale mam wrażenie, że mimo wszystko – lepsza.
Sporo elementów w dwóch wersjach wydarzeń było wspólnych, więc niezależnie od wyboru Lucy, niektóre kwestie pozostałyby bez zmian i można byłoby to traktować jako przeznaczenie, ale reszta pozostała tak skrajna i różna, że życie głównej bohaterki wyglądało inaczej o 180 stopni. Przerażające było dla mnie to, że wszystko, co się wydarzyło, było działaniem wynikającym z odpowiedzi na jedno pytanie – zostajesz czy jedziesz? Zaczęłam zastanawiać się, jak ogromne znaczenie dla naszej przyszłości mają nie tylko podjęte te większe i bardziej znaczące decyzje, ale też i te mniejsze. Dotarło do mnie to, że każdy wybór, każda podjęta decyzja może mieć znaczenie. I jak bardzo jestem osobą, która zbyt często nie może się zdecydować na cokolwiek, tak teraz wydaje mi się, że jeszcze bardziej będę starała się analizować własne wybory, choć wiadomo, że ich konsekwencji bliższych czy dalszych, nie będę w stanie przewidzieć.
„Co by było, gdyby” jest książką bardzo refleksyjną, skłaniającą do myślenia i zadawania sobie tytułowego pytania – co by było, gdyby? Tutaj wydaje mi się, że warto pomyśleć nad tym, zacząć próbować szerzej patrzeć na świat, otoczenie i własne wybory życiowe, ale z drugiej strony – nie zapętlać się w tym negatywnym aspekcie gdybania. Co się stało, to się nie odstanie.
Podobało mi się to, że książka była napisana lekkim językiem, a i autorka była w stanie zaciekawić mnie i sprawić, żebym chciała odkrywać sekrety bohaterów. Z chęcią śledziłam ich losy, angażując się w działania. Mało co było odkrywane od razu, więc trzeba było się trochę pomęczyć, nim dostało się odpowiedź na nurtujące pytania, ale z drugiej strony – utrzymywanie w tajemnicy tych sekretów nie było męczące.
Świetne było też to, że wielu kwestii naprawdę się nie spodziewałam. Co prawda niektóre zachowania Lucy były dość absurdalne, ale nie zrażało mnie to. Ciekawość zwyciężyła.
Książka momentami jest też zbyt cukierkowa, ale z drugiej strony są takie momenty, gdzie jest naprawdę grubo, więc to się równoważy. Jak dla mnie to było tak w punkt.
Z minusów książki – w książce powinny znajdować się odnośniki do „zostaję” i „jadę”. Czytając „zostaję” było mi łatwo, bo wiedziałam, że ta część będzie na początku rozdziału, a czytając „jadę” musiałam szukać, gdzie zaczyna się ta część. Dodałabym oznaczenia, jakieś pogrubienie, oddzielenie, czy numery stron, do których trzeba przejść, a byłoby łatwiej. Nie jest to coś strasznego, ale jest minusem. Ja ponaklejałam sobie niebieskie i fioletowe znaczniki, żeby się nie irytować i problem zażegnany, niemniej poszłabym bardziej w stronę książek paragrafowych.
Drugi mały minus – rozdziały zaczynają się tak, że ciągle miałam wrażenie, jakbym pominęła coś w akcji. Po paru zdaniach wszystko stawało się jasne, ale autorka ma taki styl, że pisze naprawdę dobrze, ale rozdziały zaczyna tak, że nie wiemy przez chwilę, gdzie jesteśmy.
Podsumowując – polecanko, ponieważ autorka potrafi zaciekawić, zainteresować i zaangażować czytelnika na tyle, że przeżywa on losy bohaterów. Podział na dwa możliwe scenariusze również jest czymś oryginalnym i interesującym.
Jeśli chcielibyście poznać historię Lucy, a w zasadzie dwa scenariusze jej życia, sięgnijcie po „Co by było, gdyby”.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Muza.