Katarzyna Bester to autorka, po której książki sięgam w ciemno. Kocham wszystko, co wychodzi spod pióra Kasi. Uwielbiam w jej książkach humor i bezpośredniość. I fakt, że za każdym razem bohaterowie są tacy swojscy, jak koledzy z osiedla, jak ludzie, z którymi chce się usiąść przy kawie i rozmawiać przez długi czas. Tak było i tym razem. Powieść wessała mnie od pierwszych stron, bo już wtedy można było poczuć niesamowity przedświąteczny klimat, nieco nawet zaśnieżonego Londynu. Ba, ten świąteczny klimat jest niespotykany, bo związany jest ze świątecznymi wypiekami (i innymi słodkościami), które w swojej kawiarni przygotowuje główna bohaterka Noelle ze swoją przyjaciółką. Wraz z rozpoczęciem lektury akurat rozpoczyna się w powieści czas świątecznych przygotowań, dekorowanie kawiarni, zbieranie świątecznych zamówień i bardzo szybko można ten klimat poczuć. Jest w powieści dużo więcej świątecznych akcentów (plus padający śnieg), co tylko potęguje wrażenie, że Święta są dosłownie za chwilę. Za ten klimat od samego początku z miejsca pokochałam tę książkę i za dwa koty Debry (to przyjaciółka Noelle), których czule nazywa „chłopcami”, wprowadzając często klientów kawiarni w konsternację, kiedy na przykład słyszą, że chłopcy wdrapali się na zasłony. Jako kociara (ja nazywam swoich dwóch kocich chłopców dziećmi) nie mogłam przejść obok takich smaczków w książce obojętnie.
Ale klimat to jedno i nawet jeśli potrafi kupić czytelnika od początku, nie zastąpi właściwej historii. A ta jest cudowna! Okraszona bólem, łzami, trudnymi wspomnieniami, które nie pozostają bez wpływu na teraźniejszość Noelle i postrzeganie przez nią świątecznego zamieszania, ale nadal cudowna. Autorka potrafi pisać wypełnione po brzegi często trudnymi emocjami romantyczne historie. Śmiem twierdzić, że z powieści na powieść wychodzi jej to coraz lepiej. A ponieważ osobiście uwielbiam świąteczne powieści ze względu na niepowtarzalny klimat, to romanse osadzone w tej scenerii w wykonaniu autorki są moimi ulubionymi, a „Serce Noelle” właśnie znalazło się na prowadzeniu.
Nie chcę zbyt wiele zdradzać z fabuły powieści, bo łatwo o spoiler. Napiszę tylko tyle, że w przeszłości Noelle zdarzyło się coś, co burzy jej spokój i nie pozwala prawdziwie cieszyć się spełnionym marzeniem, jakim jest kawiarnia ani Świętami, które zbliżają się wielkimi krokami. Nie poznajemy tej tajemnicy od razu. Ta napisana z pierwszoosobowej perspektywy historia rozgrywa się w dwóch liniach czasowych: teraz i wtedy. To właśnie z części „wtedy” stopniowo dowiadujemy się, co się wydarzyło i co sprawiło, że życie Noelle tak bardzo się zmieniło. Bo, że się zmieniło, widać na pierwszy rzut oka. Brakuje kogoś, kto był wtedy. Oczekiwanie na odpowiedzi wprowadza do powieści niesamowite, rosnące ze strony na stronę napięcie. A to nie jest jedyny sekret, który mamy w powieści do odkrycia. Bo w obecnym życiu Noelle jest Matt, przesympatyczny, oddany, pomocny właściciel znajdującej się nieopodal restauracji, do której po pracy lubi zaglądać kobieta. Matt jest mężczyzną, który z łatwością potrafi zawładnąć sercem każdej kobiety (mam na myśli czytelniczki, bo z Noelle wcale tak łatwo nie jest), ale jest też facetem, który ma swoje sekrety. Kiedy tajemnice bohaterów wyjdą na jaw, wprowadzą niemałe zamieszanie i szok wymaluje się na twarzach czytelników, ale czy pozwolą przetrwać relacjom, które zdążyły się utworzyć, tego już nie napiszę. To sobie sprawdźcie w powieści. A naprawdę warto, bo jest szczera, prawdziwa, niezwykle klimatyczna, niepowtarzalna. Można się w niej zatracić, a bohaterów pokochać całym sercem. Kocham! I z całego serca polecam!
We współpracy z Wydawnictwem Amare.