Zazwyczaj głównym powodem dla którego sięgamy po wybraną książkę jest opis na jej odwrocie. Nie inaczej było w tym przypadku: „Dwudziestokilkuletni Kirył Maksimow, menadżer w firmie komputerowej, właściciel skromnej kawalerki i psa wraca pewnego dnia do domu i zastaje tam…nieznajomą kobietę. Po pewnym czasie rodzice Kiryła zaczynają utrzymywać, że nie mają syna o tym imieniu, przyjaciele cierpią na zanik pamięci, nawet ludzie, którzy rozmawiali z nim przed pięcioma minutami nie pamiętają go, jakby natychmiast usuwano im wspomnienia…”. Przeczytawszy ten fragment w głowie rysuje się nam scenariusz rodem z „Gry” Davida Finchera. Pytamy sami siebie co to wszystko ma znaczyć? Gdzie tu logika i gdzie leży podłoże tych dziwnych zjawisk? Bez chwili zawahania bierzemy w ręce powieść Łukjanienki i rozpoczynamy pasjonującą lekturę, która podobnie jak w przypadku Kiryła, oderwie nas od rzeczywistości, z tą różnicą że tym razem to my zapomnimy o wszystkim co nas otacza.
„Brudnopis” to jedna z najbardziej znanych powieści rosyjskiego fantasty Sergieja Łukjanienki, cenionego przede wszystkim za cykl „Patroli” („Nocny patrol”, „Dzienny patrol”, „Patrol zmroku” i „Ostatni patrol”). Autor przenosi nas do Moskwy na przełomie XX i XXI w której przyszło egzystować głównemu bohaterowi. Mężczyźnie, którego życie zaczyna przybierać zupełnie niespodziewany obrót, a wszystkie sytuacje które go spotykają mogą kojarzyć się jedynie z najgorszym koszmarem. Jak to jest być bezimiennym? Człowiekiem bez żadnej tożsamości, nie tyle odrzuconym przez społeczeństwo co zapomnianym. Pierwsze 100 stron powieści „gna na złamanie karku”, skupiając się na przedstawionej w opisie fabule. Sam nie wiem jak nazwać pierwszą część książki, być może thriller psychologiczny byłoby jak najbardziej na miejscu. Pochłonięci przez lekturę w pewnym momencie mamy wrażenie że autor coś „pomieszał”, cały misternie kreowany scenariusz pryska jak bańka mydlana, a książka przybiera zupełnie inną postać. Nagle trzymamy w dłoniach swoiste science fiction rozgrywające się na terenie Moskwy. Przez kilka chwil jesteśmy nieco zdezorientowani, być może czujemy pewien niedosyt, ale po kilku kolejnych stronach owo nieprzyjemne uczucie mija, a my upajamy się rozwijającą się w szaleńczym tempie fabułą. Tak pokrótce rysuje się obraz napisanej przez Łukjanienkę książki, coś co zapowiadało się na opowieść z elementami psychologicznego „misz-maszu” przekształca się w intrygującą powieść science fiction.
Głównym bohaterem jest Kirył Maksimow, pracujący w jednej z moskiewskich firm komputerowych. Kawaler, po niedawnym rozstaniu z partnerką. Mieszkający samotnie w kawalerce, którego najlepszym przyjacielem jest skye terrier o dość dziwnie brzmiącym imieniu Keszju. Kirył wydaje się być przykładem niewyróżniającego się z tłumu dwudziestokilkulatka, zatem dlaczego tak dziwny los spotkał właśnie jego? To jedno z pytań, które przewija się przez całą treść powieści. Razem z Maksimowem zagłębiamy się w mechanizmy rządzące światem, rozmyślamy na temat ludzkiej egzystencji, jak również wartości jednostki ludzkiej. Czy jesteśmy sami we wszechświecie, czy też istnieją światy nie tyle równoległe, co zupełnie odmienne od naszych, wyciągnięte wprost z wyobraźni człowieka?
Pierwsze co rzuca się w oczy to niezwykły sposób pisania Łukjanienki, autor nie boi się wtrącić do powieści własnych przemyśleń czy zabawnych anegdot. Większość rozdziałów rozpoczyna się od kilku, do nawet kilkudziesięciu zdań poświęconych opinii autora na temat związany zazwyczaj z zakończeniem poprzedniego rozdziału. Dzięki temu dowiemy się co pan Sergiej sądzi na temat chorób, przestępstw, strachu czy szaleństwa, a to tylko garstka poruszanych przez niego zjawisk. Do tego operuje on niesłychanie lekkim i przyjemnym językiem, a jego wyobraźnia zdecydowania nie ma żadnych granic. Potrafi intrygować, zaskakiwać i dezorientować czytelnika. Zwroty akcji to w jego powieści chleb powszedni, a próby przewidywania fabuły lepiej odłóżmy na bok, bo będzie to jedynie marnowanie czasu.
Naprawdę ciężko mi znaleźć słabe strony książki, początkowo możemy czuć pewne rozgoryczenie że opowieść o traceniu tożsamości przez głównego bohatera zostaje w pewnym momencie „zdjęta ze sceny”, ale jest to tylko chwilowe wrażenie, bo w konsekwencji dochodzimy do wniosku że wszystko jest na swoim miejscu i współgra ze sobą idealnie.
Podsumowując, „Brudnopis” należy do tych książek które czyta się z zapartym tchem i szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Przez całą fabułę nie przestaje zaskakiwać, a występujących w niej bohaterów można przyrównać do rosyjskich matrioszek. Początkowo wiemy o nich jedynie ogólne informacje, by z każdym kolejnym „otwarciem lalki” uchylać rąbka tajemnicy i dowiadywać się coraz to nowszych wieści na ich temat. Łukjanienko należy do pisarzy których warto poznać, bo wykreowany przez niego sposób pisania śmiało można zaliczyć do wyjątkowych.
Polecam.
[wcześniej opublikowano na:
http://maestermaks.wordpress.com/]