1946 Jan Warkot razem z dowódcą udają się do wiejskiej gospody, aby przesłuchać właściciela. W wyniku ostrzału ginie przełożony, jeden z żołnierzy i żona właściciela. Ponad dziesięć lat później milicjant Stanisław Gromił „dostaje” śledztwo, które ma prowadzić razem z UB. Czytając akta natrafia na nazwisko swojego przyjaciela. Rozpoczyna się śledztwo, po jednej stronie stoi UB, po drugiej Werwolf, a Gromił między nimi. Okazuje się, że wszyscy szukają kluczy do skrytki, w której umieszczone jest …….. Nie, nie to nie Bursztynowa Komnata, ani Złoty Pociąg, chociaż pociąg odegra w powieści jedną z głównych ról.
Bractwo Wrocławskie zostaje znów wmieszane w zagadkę dotyczącą tajnych rozkazów, tajemnic z czasów wojny, spotykając na swojej drodze tajniaków, najgorszych wrogów i ludzi, których wojna zniszczyła, ale mają jeszcze w sobie odrobinę człowieczeństwa.
Długo, bo ponad dwa lata czekałam na drugą część znakomitej sensacji, zawierającej to, co lubię tajemnice, trochę trupów i historię. Na początku zaznaczam, że trudno w tym przypadku określić, jaki gatunek literacki zafundował nam autor. Nie jest to kryminał, chociaż są zabójstwa, bardziej bym się skłaniała w kierunku sensacji, chociaż ze względu na postać Słupeckiego, który jest upiorem mamy elementy metafizyczne.
Polubiłam, już w poprzedniej części członków Bractwa Wrocławskiego: Warkota, Gromiła, Kapustę i ich partnerki życiowe, a w szczególności naszego ducha Słupeckiego. Każdy z nich jest inny, nawet postaci poboczne, efektywnie i efektownie (w przypadku naszego upiora) ukazują, że nic nie jest czarno-białe.
Ta jak w poprzedniej części Jarosław Rybski w znakomity sposób oddał ducha lat po wojnie we Wrocławiu, który doświadczył tego, co się działo w kraju w latach rządów komunistów. Mamy, więc postaci, które są zajadłymi, bezmyślnymi komunistami, tych, którzy już zaczynają myśleć, że to, co się dzieje, nie jest tym, co powinno być, mamy też osoby pochodzenia niemieckiego, które, albo spolszczały nazwiska, albo nie chciały tego robić i niestety doznawały szykan ze strony i władzy i społeczeństwa. Czyli cały przekrój społeczeństwa, nie mamy jednak podziału na typowo dobrych i złych.
Mamy też Wrocław, jego gruzy i cegły, które budowały Warszawę. Byłam we Wrocławiu kilka razy, oglądałam zabytki, nie zdawałam sobie sprawy, że tyle ich zniknęło, nie tylko przez działania wojenne, ale przez rozbiórki, bo bardzo przypominały o niemieckiej działalności architektów, właścicieli.
Plastyczne opisy architektonicznych detali przenosiły w miejsca, których już nie ma. Świątynia Wang, schroniska, góry jesienią i zimą też są piękne. Słownictwo zmuszało mnie do odrywania się od kart powieści i szukania, co znaczą słowa, których się już nie używa (starka, wyfiokowana). Uwielbiam, kiedy rozrywka zmusza mnie do szukania, pogłębiania wiedzy, a taka jest właśnie powieść „Gromił”. Rozbawiły mnie wypracowania dzieciaków, tłumaczenia Słupeckiego o rodzajach recenzentów, sytuacje w restauracjach, towarzysz Wiesław. Klimat, polityka, obyczaje, historia – w jednym, rozrywka zagwarantowana, nic tylko czytać. Niestety w moim przypadku to jest już czekać na trzecią część.