"Mroczny kochanek" to lektura przede wszystkim dla starszych czytelników, biorąc pod uwagę często występujące przekleństwa i sceny erotyczne. Oj, dużo scen erotycznych. Jednak to w ogóle nie przeszkadza w czytaniu, bo zapewne dla niektórych czytelników wulgaryzmy i seks to dość... kłopotliwa sprawa i podchodzą do tego niechętnie. Jednak w tej książce autorka ujmuje to wszystko tak, jakby było zupełnie naturalną i normalną sprawą. Seks nie jest zwykłym seksem, jest więzią między bohaterami, Ghromem a Beth, co ja od razu wyczułam. Więzią naprawdę silną i niezniszczalną.
Na samym początku książki przedstawiony mamy słowniczek, dzięki któremu możemy zapoznać się z takimi definicjami, jak Bractwo Czarnego Sztyletu, Broniec, Reduktor czy nawet Wampir oraz wiele, wiele innych stwierdzeń. Dzięki temu można w tej historii łatwo się odnaleźć, bo owe wyrażenia stosowane są dosyć często.
Pierwsza rzecz, na którą zwróciłam uwagę już podczas dłuższego czytania tej książki, to sposób, w jaki zostały przedstawione wampiry. Zupełnie inaczej niż w innych książkach, które do tej pory czytałam. W tej miały one swoją hierarchię, zupełnie jak wilki, lwy czy inne zwierzęta. To bardzo ciekawe, bo po raz pierwszy spotkałam się z czymś takim. No i nie były one "tymi miłymi", przyjaznymi wampirami. Te miały swój charakter, były groźne i niebezpieczne, takie, które lubię najbardziej.
Owa powieść ma niesamowity klimat, bo zawiera grozę, tajemnicę, romans ale również bardzo dużo humoru. Przy wielu dialogach śmiałam się na głos i przez większą część książki miałam na ustach bardzo szeroki uśmiech. Były nawet momenty, w których z oczu popłynęły mi łzy. Wartka akcja, praktycznie cały czas coś się dzieje, chociaż nie tak, aby poczuć zniechęcenie czy mieć wrażenie, że dzieje się to na siłę. Fabuła również sympatyczna - wampiry, które walczą i zabijają, aby przetrwać. Są osoby, które chcą, aby wampiry za wszelką cenę zostały wyeliminowane. Z ciekawością przewraca się kolejne kartki, w oczekiwaniu na to, co nadejdzie.
Bohaterowie, mimo grozy i niebezpieczeństwa, którym emanują, są o dziwo bardzo zabawnymi i przyjaznymi postaciami. Każdy z członków Bractwa jest inny, ma inny charakter, swoje wady i zalety, ale to nie przeszkadza w tym, aby szczerze go polubić. Beth nie jest (na szczęście) żadną Bellą albo Mary Sue, choć nie jest również taką postacią, jakiej się spodziewałam. Jest twarda i potrafi czasami postawić na swoim, ale nie zdobyła mojego uznania tak bardzo, jak Bractwo Czarnego Sztyletu.
Dużo uwagi poświęciłam imionom członków Bractwa, bo są naprawdę... oryginalne (żeby nie napisać - dziwaczne). Po angielsku brzmią zdecydowanie lepiej, tłumaczka popełniła naprawdę duży błąd, próbując tłumaczyć te imiona na nasz rodzimy język. Kiedyś na jakiejś lekcji polonistka powiedziała mi, że imion i nazw własnych się nie tłumaczy, co tłumaczka nieudolnie próbowała zrobić. Ale cóż, nie da się wywinąć hełmu na drugą stronę, a jeżeli ktoś już spróbuje, widać efekty. Wtedy wychodzą kwiatki i nic dziwnego, że czytelnicy są niezadowoleni i wkurzeni na osobę, która pokusiła się o takie tłumaczenie.
Ogólnie książka ma u mnie bardzo duży plus i naprawdę do niej zachęcam. Można się rozerwać i przy okazji szczerze pośmiać. Ja z niecierpliwością wyczekuję, aż zdobędę drugi tom.