Parę miesięcy temu czytałam jedną powieść Megan Hart – reklamowaną jako jeden z lepszych erotyków. Wyszła na rynek w tym samym czasie co sławetne „Pięćdziesiąt twarzy Greya”. Pierwsza mi się spodobała, za drugą nawet się nie wzięłam. Pomyślałam sobie, że skoro pani Hart nie zawiodła mnie wcześniej, nie zrobi tego ponownie. I spodziewałam się czegoś mocnego, tak jak miało to miejsce w „Trzech obliczach pożądania”. Cóż, ta książka różni się zdecydowanie, ale czy to na plus, czy na minus, dowiedzcie się sami.
Paige układa sobie życie po rozwodzie z mężem. Mimo niewiarygodnej namiętności i uczuciu, ich związek nie przetrwał, choć w dalszym ciągu lgną ku sobie, tym razem bardzo destrukcyjnie. Kobieta stara się jednak od tego odciąć i spróbować normalnie egzystować. Pracuje jako asystentka dyrektora, a w wolnych chwilach uwielbia chadzać do sklepu z papeterią, którą namiętnie kupuje. Właśnie przed tym sklepem spotyka, jak się później okazuje, swojego sąsiada – niesamowicie zresztą przystojnego, który zawraca jej w głowie.
W międzyczasie dostaje list. Bez podpisu, za to napisany w rozkazującym tonie, nakazujący wykonywać pewne czynności. Niektóre z nich są błahe i proste, typu uwierz w siebie, poczuj się piękna, zrób coś dla siebie. Inne zaś całkowicie odbiegają od standardowych. Nadawca powiem nakazuje Paige opisanie swojego najbardziej erotycznego doznania. Kobieta postanawia to zrobić. I za każdym razem czeka na kolejne polecenia. Nie zważa na to, że to nie do niej adresowane były owe listy. Paige bowiem mieszka pod numer sto jedenaście, a adresatem jest ktoś spod sto czternaście. Gdy okazuje się, że listy powinny trafić do Erica, cudownego i przystojnego sąsiada, Paige postanawia zagrać w grę.
Nie powiem, żeby źle spędziła czas przy tej lekturze. Była odrywająca od rzeczywistości i dość przyjemna. Porównując ją jednak do poprzedniej – blednie. Nie jest zła, nie jest źle napisana – wręcz przeciwnie, autorka miała bardzo ciekawy pomysł na fabułę, wykorzystała go, sprostała zadaniu, a książkę czyta się naprawdę szybko i przyjemnie. Może to ja oczekiwałam więcej. Nie zawiodłam się, ale troszkę rozczarowałam.
Mimo dużej ilości scen erotycznych, seksualnych doświadczeń brakuję mi tutaj namiętności, jakiegoś ognia, jakby to wszystko zrobione było na siłę, by zadowolić czytelnika. Zdecydowanie bardziej przypadły mi do gustu wątki obyczajowe, a niżeli erotyczne.
Paige jest zwykłą dziewczyną, jak każda z nas, której pewnego dnia przytrafia się niespodzianka, która sprawdza ją, testuje jak zareaguje na daną sytuację. To silna kobieta, która teraz wie czego chce, a chce być szczęśliwa. Eric przedstawiony jest jako niesamowicie przystojny mężczyzna, na dodatek lekarz. Dowcipny, wysportowany – po prostu ideał. Austin – były mąż Paige, próbuje ją odzyskać. Zgodziłby się chyba na wszystko, byle tylko do niego wróciła. Postacie są zarysowane, ale w pewnym momencie tracą na swojej „wartości”. Choć da się ich polubić.
Tym razem książka nie do końca trafiła w moje oczekiwania. Nie twierdzę, że źle spędziłam przy niej czas, bo tak nie jest. Jednakże spodziewałam się czegoś innego, mocniejszego. Ale to tylko ja. Wam może się spodobać.