Polska scena kabaretowa od kilku dobrych lat znajduje się w fazie wielkiego rozkwitu. Prawie w każdym większym mieście w Polsce organizowane są przeglądy kabaretowe i kabaretony. W telewizji i radiu aż roi się od audycji i programów promujących kabarety, satyryków do programów politycznych zapraszani są satyrycy, którzy jak mało kto potrafią wytykać władzom tworzone przez nich absurdy. Płynące ze skeczy porównania, metafory nie są bynajmniej proste, ordynarne dowcipy bez polotu wręcz przeciwnie. Coraz częściej mamy do czynienia ze sprawnym operowaniem zawoalowanym słowami i ukrytym w nich żartami na wysokim poziomie.
Artura Andrusa znają wszyscy, którzy choć w minimalnym stopniu interesują się tą formą rozrywki. Jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych osób w środowisku kabaretowym. Człowiek o wielu twarzach i takiej samej ilości wykonywanych zawodów: konferansjer, redaktor, autor tekstów, wierszy i piosenek, poeta, felietonista i radiowiec. Nigdy nie zawodzi swoim poziomem intelektualnym, dla mnie zaś stanowi przykład wyśmienitego operowania słowem oraz dopracowania pod każdym względem własnych tekstów, przyprawionych lekką nutką autoironii, za którą, swoją drogą bardzo go cenię. Dlatego też nikogo nie powinno dziwić, że gdy tylko zobaczyłam nazwisko Artura Andrusa w zapowiedziach wydawniczych wiedziałam, że muszę przeczytać tę książkę.
**
Biorąc do ręki „Blog osławiony między niewiastami” wielkie objętościowo, bo liczące ponad 560 stron tomiszcze, wiedziałam czego mniej więcej mogę się spodziewać. Nie byłam jednak przygotowana na pojawiające z tak wielką częstotliwością napady histerycznego śmiechu. „Blog…” nie jest książką w normalnym tego słowa znaczeniu. Jest to zbiór tekstów, piosenek, tekstów z gazet i postów umieszczanych przez autora jego na blogu, które powstawały na przestrzeni prawie sześciu lat, a które jak sam mówi zostały wydane tylko dlatego, że w dalszym ciągu nie wierzy Internetowi. „Boję się, że kiedyś ktoś wykręci bezpiecznik (bo jak świeci to musi mieć bezpiecznik, a ekran mojego komputera świeci) i wszystko gdzieś zniknie. Co na papierze to na papierze!”*
„Blog osławiony między niewiastami” zapewnia ogromną porcję rozrywki na wysokim poziomie. Nie znajdziecie w niej przydługich, nużących anegdot. Zamieszczone w niej teksty tchną lekkością, spostrzegawczością i dystansem do roztaczającej się wokół nas rzeczywistości, ukazując przy tym niezwykłą łatwość autora w wyławianiu absurdów polskich realiów. Mimo iż książka składa się ponad 150 odrębnych, autonomicznych tekstów, „Blog…” stanowi sprawnie napisaną spójną całość, z dużą dawką wysokiej jakości humoru charakterystycznego dla Andrusa. Lektura tej książki sprawiła mi niesłychaną przyjemność nie tylko dlatego, że przypomniałam sobie the best of the best by Artur Andrus często słyszanych w radiowej Trójce ale również z tego względu, że na jednej ze stron znalazłam przywołane przez wyżej wspomnianego moją własną wypowiedź w jednej z jego audycji.
Komu zatem polecam tę książkę? Na pewno każdemu fanowi autora oraz słuchaczom Trójki ale również każdemu bez względu na wiek czy płeć pod warunkiem, że lubi dobry humor i trafne porównania i celne uwagi.