„- Nie możesz być naprawdę szczęśliwa, jeżeli czasami bywasz nieszczęśliwa.”*
Miłość ma różne oblicza i jest z nami od pierwszych dni życia. My sobie z tego nie zdajemy sprawy, ale już wtedy jesteśmy obdarzeni miłością. Z biegiem czasu coraz więcej tej miłości jest wokół nas. Ona sprawia, że patrzymy inaczej na świat, robimy nawet czasem dziwne rzeczy. Oczywiście przez miłość momentami cierpimy. Tak strasznie nas wtedy boli serce i dusza. Tylko, że nawet wtedy byśmy nie chcieli żyć bez tego uczucia żyć, prawda? Pomyśl jednak przez chwilę, że żyjesz w świecie, w którym miłość jest chorobą. Najgorszą jaka może tylko istnieć... Jest na nią antidotum, a Ty czy tego chcesz czy nie musisz je przyjąć...
Lena ma siedemnaście lat i już odlicza dni do zabiegu ewaluacji. Dziewczyna jest podekscytowana i zarazem przerażona. Zabieg ten zapobiegnie potencjalnemu zakochaniu się. W jej świecie krąży straszna choroba zwana „Amor deliria nervosa” - potocznie mówiąc miłość. Według rządu odbiera ona rozum i sprawia, że zakochani nie myślą racjonalnie co za tym idzie mogą zagrażać nie tylko sobie, ale i innym. Na szczęście naukowcy stworzyli serum, które sprawia, że już się nie zakochasz. Prawdę mówiąc już nic nie poczujesz... Lena bardzo długo czekała na ten dzień, ale gdy nadchodzi splot dziwnych zdarzeń powoduje, że zostaje przesunięty. W tym czasie dziewczyna dowiaduje się rzeczy, o których nie powinna wiedzieć. Poznaje też pewnego chłopaka... Co zrobi Lena z nowo zdobytą wiedzą? Jak potoczą się jej losy?
Z Lauren Oliver miałam okazję się zetknąć przy okazji czytania jej „7 razy dziś”. Książka niestety mnie nie porwała dlatego z pewną dozą niepewności zabierałam się za „Delirium”. Obawiałam się, że i tym razem zawiodę się na twórczości powieściopisarki. Ciekawość była jednak silniejsza od moich obiekcji. Pozytywne opinie tylko kusiły i kusiły. Pomyślałam, że jak nie spróbuję to nie będę wiedzieć. Gdy tylko miałam możliwość zabrałam się zaczytanie. Czy się rozczarowałam? Na szczęście nie. Otóż historia zaciekawiła mnie od samego początku i trzymała w napięciu do ostatnich stron. Może nie tyle sam związek między Leną i Alexem co świat stworzony przez Oliver. Świat, w którym rządzi rząd, w którym nie ma miłości. Autorka stworzyła to po mistrzowsku i z detalami. Cofała się do ich „historii”, przytaczała odpowiednie fragmenty z książek. Miało się wrażenie, że to się dzieje naprawdę. Opis tego jak władza wpływa na społeczność wywołuje ciarki na plecach, wzbudza protest i niedowierzanie, że w taki sposób traktuje się ludzi. Zakończenie zaskakuje i sprawia, że jak najszybciej chciałoby się sięgnąć po kontynuację.
Gdzieś w środku czytania wyszło tak, że spojrzałam na notę wydawcy, która porównuje „Delirium” do „Igrzysk śmierci”, cieszę się, że zauważyłam to dopiero wtedy ponieważ podejrzewam iż bym już na początku wyrobiła sobie opinie czym bym zaszkodziła prawidłowej opinii. Fakt, że już o tym pomyślałam zanim przeczytałam to na okładce, ale wtedy już miałam wyrobione jakieś zdanie i się go trzymałam. Dzięki temu lektura tej powieści sprawiła mi dużą przyjemność. „Delirium” wywołało we mnie masę emocji. Wraz bohaterami odkrywałam tajemnice, obalałam mity i dowiadywałam się koszmarnej prawdy. Czułam to co czuli oni. Lauren Oliver tym razem udało się zagrać na moich emocjach i sprawić, że chcę więcej.
Recenzja wyszła trochę chaotycznie, ale naprawdę polecam „Delirium” ponieważ jest to powieść z ciekawą fabułą, intrygującymi postaciami oraz fascynującym światem stworzonym od podszewki. Mam nadzieje, że przypadnie Wam do gustu tak jak mi.
*str. 24