Wiedziałam, że nie skończy się na Insygniach! To była tylko kwestia czasu. A czas ten zmarnowali...
Znowu czai się zło, po tylu latach i - Potter nadal jest w formie, żeby je pokonać. Piszę Potter, bo właściwie na dwoje wróżyła, który to jest, czy syn czy ojciec. Dzieciaki Wielkiej Trójcy Gryffindoru idą do Hogwartu i zaczyna się zabawa. Przede wszystkim okazuje się, że część fanowskiego kanonu została zachowana, za co chwała autorce/autorowi, bo przynajmniej nie jest schematycznie, a i tutaj mogę uraczyć się tym, że 'jednak jabłko czasem spada dalej, niż cały sad jabłoni'. Nadal mnie razi brak kilku postaci, ale trzeba się przyzwyczaić do tego...
Zawiodłam się na Potterze seniorze. Okazuje się, że wraz z wiekiem ten mężczyzna coraz bardziej głupieje - jego zachowanie względem syna jest nie tym, czego spodziewasz się po wychowanym w Dursleyowskim domu dziecku. Rzecz jasna sama jego postać nie została ograniczona do bycia dobrym aurorem, o nie, on musiał wspiąć się wyżej. Z resztą tak samo jak Hermiona, która tutaj jest bardziej karykaturą siebie niż przykładną kobietą. Jedynie Ron i Ginny w migawkach wydorośleli i w pewnych momentach zachowują się jak przystało na rodziców - wiedzą, że dzieci ich też mają uczucia i swoje zdanie. Draco to oddzielna sprawa - po prostu mi go żal. Jest w książce jaki jest, a i tak mi żal. Delfina jest bardzo podejrzaną postacią... A i jeszcze jedno - kim/czym, do ku*** nędzy jest Wróżebnik?!
Książka miałaby większy potencjał, gdyby nie jej budowa. To sztuka. A sztuka ma to do siebie, że nie posiada opisów miejsca, nie trzyma sztywnej narracji i wymyka się wyobraźni - przynajmniej mojej. Czytałam i nie wiedziałam - czy to Hogwart obecny, czy to roku pańskiego 1994 czy to może już po powrocie chłopców? Didaskalia wcale nie pomogły mi, zrobiły jeszcze większy mętlik.
Brakuje mi strasznie opisów. Jak coś wygląda. Co się dzieje. Co CZUJĄ bohaterowie. Bo tak książka bez tego to tak naprawdę sucha studia - wiesz, że powiązana jest z cyklem HP, cieszysz się, bo powracasz do domu, do tego świata, do części jej bohaterów. Poznajesz ich dzieci, ich przyszłość i... I nagle cię trafia piorun, bo to co czytasz to tylko i wyłącznie dialogi, a sceny skaczą od Harry'ego do Albusa i tak w koło Macieju. Dobrze się stało, że dostałam ją w pdf.
Choć jestem fanem muszę przyznać - szkoda na to kasy. Lepiej kupić sobie szalik Hufflepuffu, bo ma ładną kolorystykę.