Jednego dnia wszystko się zmienia. W niewyjaśnionych okolicznościach martwi zaczynają chodzić po ziemi. Ich pojawienie się całkowicie zakłóca dotychczasowy porządek na świecie. W jednej chwili miliony osób umiera z rąk martwych. Tylko niewielu się udało przetrwać i to w ich rękach jest przyszłość ludzkości... Tej jeszcze żywej ludzkości.
Naprawdę trudno jest nie znać George'a A. Romero. Genialny reżyser, który zrobił wiele dla kinematografii grozy, niestety odszedł w roku 2017. Pozostawił po sobie nieskończone literackie dzieło, które dzięki Daniel owi Kraus, zostało dokończone 😊
Książka Żywe Trupy to solidna cegła, która skrywa ogrom treści. Wielowątkowość, cała masa różnych historii czy bohaterów stanowi wyzwanie dla czytelnika. Przyznam, że miejscami naprawdę ciężko było się odnaleźć, a panoszący się chaos był trudny do opanowania 😶
Już od początku widać, że za pisanie wziął się filmowiec. Cała masa rozpisanych detali, scen, niczym ciągnące się ujęcie, a także duże skupienie się na emocjach i zachowaniu ludzi, jest ciekawym, choć czasami męczącym elementem. Mimo tak obszernej treści, samej akcji nie ma tu zbyt wiele 🙃
Przebrnięcie przez ogrom wątków, które często ciągną się bardzo długo, momentami nie jest łatwe. Naprawdę można byłoby uciąć sporą część całości i książka nie ucierpiałaby na tym fabularnie. Zbytnia dbałość o szczegóły to zarówno plus, jak i minus powieści 😬
Mimo wszystko śledzenie losów bohaterów, którzy muszą przetrwać w ekstremalnych warunkach i to, jak się zachowują, naprawdę wciąga. Dla Romero zawsze ważniejsi byli ludzie i ich natura. Daniel Kraus opisał swoją pracę nad książką na jej końcu, co daje ciekawe spojrzenie zarówno na samą książkę, jak i wizję, którą chciał utrzymać Romero 😁
Ja bawiłem się dobrze, choć miałem czasem chęć odłożenia książki. Mimo wszystko udało się dobrnąć do końca i dopiero wtedy zrozumiałem, jak intrygująca była to historia 😱