Pierwszy raz do przeczytania tej szokującej książki skłoniła mnie lektura powieści mojej ulubionej pisarki Jodi Picoult „Pół życia", autorka powołuje się w tej książce właśnie na "Żyjącego z wilkami". Już „Pół życia" było w sferze opisów życia wśród wilków niesamowite, ale w to, co znalazłam w książce Shauna Ellisa i Penny Junor wprost trudno uwierzyć. A zdarzyło się naprawdę.
Po pięciu latach wróciłam do lektury, bo jest niesamowita.
Książka o Angliku, człowieku, który tak umiłował wilki jako gatunek, że postanowił dołączyć do watahy. Niemożliwe? A jednak! Udało mu się to po wielu żmudnych i wieloletnich przygotowaniach. Najpierw obserwacje i studiowanie literatury, potem przeszło rok samotnie spędzony w lesie (bez mycia, zmiany ubrania, dachu nad głową, z jedzeniem tylko tego, co da się własnoręcznie upolować, bez używania mowy), by wyglądem, zapachem, stylem życia upodobnić się do zwierząt. I wreszcie oczekiwanie na wilki, z nadzieją, że zaakceptują, a nie rozszarpią, czy zjedzą. W końcu wataha się pojawia i dla Elisa zaczyna się najważniejszy test - czy przyjmą go do stada. Kładzie się na ziemi w poddańczej pozie odsłaniając gardło, wilk podchodzi zaciska na nim kły, ale nie przegryza. Elis zostaje pełnoprawnym członkiem watahy, oczywiście w najpodlejszej z ról. Odchodzi po kolejnym roku, głównie dlatego, że jego ludzki organizm buntuje się i daje znać, że nie wytrzymuje wilczej diety i leśnych warunków życia.
Książkę czytałam jakbym ogląda...