Zmierzch demokracji to bardziej reportaż lub wspomnienia, niż dogłębna analiza polityczna. Anne Applebaum poprzez przedstawienie sylwetek piewców populistycznych "ideałów", a prywatnie jej niegdysiejszych znajomych i przyjaciół, opisuje drogę od demokracji do domniemanego autorytaryzmu. Dostaje się (jak najbardziej słusznie) Jackowi Kurskiemu, Marii Schmidt (głównemu ideologowi Orbana), Laurze Ingraham (prezenterce telewizji FOX), Borisowi Johnsonowi, czy liderowi hiszpańskiej populistycznej partii VOX. Dziennikarka opisuje drogę wyżej wymienionych od konserwatyzmu do populizmu, opartego na polaryzacji i zastraszaniu społeczeństwa domniemanymi zagrożeniami takimi jak migracja, LGBT, aborcja i tak dalej, każdy w Polsce to zna. Tezy dziennikarki chociaż jak najbardziej słuszne, wydają mi się lekko spóźnione, czytelnik chociaż w stopniu minimalnym zainteresowany otaczającym go światem, nie dowie się ze Zmierzchu niczego nowego, zaś sama Appelbaum jest dla mnie zbyt amerykocentryczna w swoich poglądach, z uwielbieniem dla Regana i neoliberalizmu, przy jednoczesnej krytyce skierowanej w Chomsky'ego i Zinna (tego od ludowej historii Stanów Zjednoczonych), nie ma to wpływu na ogólną ocenę książki - jej praca, jej poglądy, co nie zmienia faktu, że książka lekko przeterminowana i właściwie dla nikogo.