Nie jestem miłośnikiem t.zw. literatury kobiecej. Pisanej przez kobiety, dla kobiet, o kobietach, w klimacie lekkim i przyjemnym o babskich sprawach. Nie dla mnie, jak to mówi Jagna z powieści „taka typowa książka o niczym, dla zabicia czasu”. Nudzi mnie i mam faktycznie poczucie marnowania czasu. Więc z góry wiedziałam, że „Złodziejki świąt" mnie nie zachwycą. Myliłam się. Okazało się, że ja jednak lubię babską literaturę. Pasowało mi wszystko. Bohaterki, fabuła, tło i wątki humorystyczne.
Główne bohaterki, czyli specjalistki od komplikacji.
Dwie zakręcone pisarki - właścicielka żółwia oraz szpetnego psa plus trzecia- szalona redaktorka w peruce. Na drugim planie nie mniej barwne i pokręcone kobiety: kolejne autorki - zjawiskowa Wiesia Piecyk i tajemniczej Aneta, która pisze jak Ferrante, stuletnia diwa Pani Loda oraz pani profesorowa Adzia - macocha młodsza od swojej pasierbicy. A w jeszcze dalszym planie równie barwni panowie przypisani do tych pań.
Wszystkie postaci krwiste i wyraziste. Z większością z nich chętnie bym się pokolegowała, poszła na kawę, jakieś przyjęcie, czy poopalać się nad Wisłę. Mogłabym czasem popilnować im Piotrusia, Róży, Jacka, podrzucić zakupy, czy co tam potrzeba, popaplać, pocieszyć.
Już sam dobór postaci i ich zróżnicowanie jest imponujące. A do tego jeszcze budzą sympatię.
Zakręcona treść.
Nie ma tu jakiejś niewiarygodnej fabuły. Ot, kilka popularnych autorek książek przyjmuje od swoich wydawnictw zamówienia na świąteczne obyczajówki. Więc panie siadają i piszą. Dla pisarek to niby nic szczególnego, ale gdy do gry wkracza przewrotny los i pod nogi lecą kłody - zaczyna się jazda. Ile bohaterek - tyle zabawnych historii. Jest ich tak dużo, że na początku trudno nadążyć. Dotyczą niespodzianek w codziennym domowym życiu, bo pisarka to również zwykła kobieta - musi kupić, ugotować, ubrać, wychować, posprzątać.
Jest też mowa o przyjaźni, więziach rodzinnych i wielkiej miłość.
I wreszcie nie brakuje podanych w lekkiej formie wątków poważniejszych, takich jak hejt, ekologia, choroba, alkoholizm, uzależnienie od komputera, oszustwo.
Tło
Osadzenie treści książki w środowisku zupełnie mi nieznanym - w świecie pisarzy i wydawców. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam ile czasu autor pisze książkę, jak zbiera materiały. Może robi konspekt całości, czy pisze na żywioł? Jak to jest, gdy koleżanka wydaje już czwartą powieść, gdy on zmaga się z jedną? Jak bardzo jest zależny od wydawnictwa? I ile energii musi poświęcić na autopromocję?
Czytając nie sposób nie pobawić się w „zgadnij kim jestem”.
Kim na przykład mogłaby być Wiesia Piecyk - lansująca się na lewo i prawo celebrytka, autorka romansów?
A Teresa - pracująca naukowo autorka bestselleru „Powrót do Wielinowa", która pragnie, by jej powieści miały głębsze podłoże, niosły coś więcej niż tylko rozrywkę. I w dodatku powieść jest ekranizowana. Halo, kto to?
A teraz Selma. Osiem książek w jednym roku! Kogo mi to przypomina? I jeszcze uprzedza zdruzgotaną koleżankę:
"...no, może będzie więcej, ale na razie tyle… moja wyobraźnia nie ma granic. Mówią, że jestem Krasickim romansu. Źle powiedziałam? Aha! Kraszewskim, czy coś takiego.... "
Nie wiem tylko gdzie w powieści szukać Hanny Cygler, bo to moja pierwsza powieść autorki, ale na pewno gdzieś tam jest. I brawo dla niej za dystans i do siebie, i do środowiska.
Oprócz autorów są jeszcze wydawnictwa. To dopiero maszyneria do produkcji, sprzedaży książek i kształtowania popytu. Plany wydawnicze, własna stajnia pisarzy, kiermasze, promocje, lansowanie autorów, wytyczne o czym pisać, byśmy my - czytelnicy kupili. Ciekawa sprawa. Ponieważ „Złodziejki świąt” to książka o zabarwieniu komediowym, wydawnictwo od kulis pokazane jest rzecz jasna w krzywym zwierciadle, a problemy i postaci mocno przerysowane. Tak myślę. Mam nadzieję(?!).
Nie lubię książek anonsowanych jako komedie, bo często trudno mi się wstrzelić w poczucie humoru autora. A tutaj bardzo proszę - lekko, zabawnie, z humorem, dowcip sytuacyjny i słowny skrojony jak dla mnie.
Dość tych peanów. Pędzę do kuchni wypróbować poprawiony przepis Pani Lody na paszteciki wigilijne, które zaserwowano w finale przelukrowanym tak bardzo, jak ja przesłodziłam tę opinię. Ale nic nie szkodzi, to w podziękowaniu za to, że bawiłam się świetnie. Ostatecznie to literatura kobieca, a święta za pasem.