„Zawsze Tylko Ty” czyli historia opowiadająca losy kolejnego z rodzeństwa Bergnamów. Tym razem poznajemy bliżej Sorena, który wyłamał się z rodziny i zamiast piłki nożnej wybrał zawodowy hokej. W jego życiu od paru lat występuje Frankie, kobieta odpowiedzialna za media społecznościowe drużyny. Byli zawsze dla siebie znajomymi, może nawet przyjaciółmi. Ren nigdy nie przekraczał niewidzialnej granicy, aż do czasu.
Mam malutki problem z tą książką. Sorena pokochałam. To właśnie tacy bohaterowie zawsze najbardziej miękczą moje serce: ci dobrzy, zawsze chętni w każdej chwili nieść pomoc bliskim. Ren, mimo iż grał w bardzo kontaktowy sport sam unikał bójek, tylko rzucał przekleństwami z Sheakspare’a. Jak go nie kochać!? Swoją drogą te wersy niesamowicie mnie rozśmieszały. Nie znalazłam w tym bohaterze żadnej wady, no chyba że taką, że kochał za mocno i całym sobą.
Polubiłam też Frankie. Mimo, że nie była jakąś zbytnią duszą towarzystwa do gustu przypadła mi jej autentyczność, brak filtra między ustami a mózgiem (sama tak mówiła). Za wszelką cenę nie chciała, by traktowało się ją bardziej ulgowo, a od lat przewlekłe chorowała i chodziła o lasce.
Cała historia miłosna Frankie i Rena to ogromny slowburn, tak ogromny, że z początku nie mogłam się wkręcić w ich przygody. Paradoksalnie wcale nie było nudno, bo ciągle się coś działo, a chemia między nimi była niezaprzeczalna. Ich znajomość od zawsze budowana była na wzajemnym szacunku i zaufaniu. Mogli na siebie liczyć w każdej, nawet najgorszej sytuacji. Za to ostatnią 1/4 książki przeczytałam za to na jednym wdechu!
Jeśli znacie pierwszy tom cyklu, to to pozycja obowiązkowa. ja juz z niecierpliwością wypatruję kolejnych!