Tereska Trawna znów nadciąga, tym razem jednak z niedoborem kasztanków! Co z tego wyniknie?!
"Zawsze coś" to trzecia część kryminalnej serii autorstwa Marty Kisiel. Tym razem poznajemy bliżej rodzinę Tereski - ta bowiem wraz z Maciejką udaje się w rodzinne strony, by wziąć udział w urodzinach babci. Które zamieniają się w...
Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie sprowadziła na siebie kłopotów - a konkretnie samą siebie lotem koszącym w dół schodów, skręcając nogę. Niezdolna do prowadzenia samochodu, zostaje zmuszona do spędzenia kilku dni w towarzystwie rodziny - do czasu, aż cierpiący w domu mąż-labrador wykaraska się z własnych problemów zdrowotnych i przybędzie jej i synowi z odsieczą. Szkoda tylko, że właśnie nadchodzą święta, które chciała spędzić w spokoju. Jednak tak to już właśnie z nią bywa - zawsze coś.
Tereska to chyba moja ulubiona bohaterka Kisiel, jednak tym razem to Maciejka kradnie całe show. Do tej pory cichy, porozumiewający się monosylabami chłopak odnajduje język w gębie i nawiązuje kontakt z nowo poznanymi kuzynkami, z którymi próbuje rozwiązać tajemnicę mo®de®stwa. Jednocześnie staje się ulubieńcem i ostoją najstarszej z ciotek - tylko on bowiem potrafi do niej dotrzeć w najcięższych dla niej momentach.
Jak zwykle z Kisiel bywa, nie ma czego zarzucić stylowi - Ałtorka kupuje mnie nim zawsze, niezależnie od gatunku, w jakim napisana jest książka. I choć "Zawsze coś" wydaje się być bardziej powieścią obyczajową niż komedią kryminalną, to typowy dla pani Marty humor znajdziemy praktycznie na każdej stronie. 🤭 Mimo że tożsamości zabójcy domyśliłam się szybko, nie przeszkadzało mi to czerpać przyjemności z lektury. 😉
Rodzinne tajemnice z przeszłości, spadek, nowe oblicze Maciejki, kolejne próby z@bójstw, chroniczny brak kasztanków i jak zawsze cięty dowcip - wszystko to znajdziecie w najnowszej książce Marty Kisiel. Ja połknęłam ją w dwa dni. 🙈
Smacznego!