Niezwykle rzadko sięgam po literaturę obyczajową, której akcja dzieje się podczas drugiej wojny światowej. Co więc skusiło mnie do przeczytania „Zapisanego w sercu” Agaty Sawickiej? Z pewnością nie tytuł i nie okładka. To opis i to, co mi sugerował. Opowieść nie tylko o wojnie i jej brutalnym obliczu, lecz przede wszystkim o przyjaźni i relacjach.
Helena, Wira i Chajka przyjaźnią się od wielu lat i żadna z nich nie ma świadomości jak ciemne chmury zbierają się nad ich głowami, gdy radosne i niewinne pluskają się w jeziorze i bawią na weselu brata Heli. Niedługo potem wybucha wojna, a ten bezpieczny i sielski świat wali się w gruzy. Fakt, że jedna z nich jest Polką, druga Ukrainką, a trzecie Żydówką nie pozostaje bez znaczenia.
Dodatkowym atutem powieści była dla mnie akcja rozgrywająca się na Wołyniu. Dotychczas nie dotarłam tam w swoich czytelniczych wędrówkach, a i historycznie raczej to miejsce i czas pozostawały poza moimi zainteresowaniami. Tym bardziej wstrząsające były dla mnie pewne sytuacje i opisywane sceny. Ze swojego stanowiska laika mam wrażenie, że autorka bardzo dobrze się do tego przygotowała. Przerażające co jeden człowiek jest w stanie zrobić drugiemu. Lecz nawet pośród tej pożogi potrafi zakwitnąć miłość.
*
Ogólnie czyta się bardzo szybko. Wciągnęłam się w wojenne perypetie przyjaciółek. Co prawda raczej byłam beznamiętnym obserwatorem (nie nawiązałam głębszej emocjonalnej więzi z żadną z bohaterek), niemniej w paru miejscach zaszkliły mi się oczy, a scena pewnych oświadczyn bardzo mnie rozczuliła. To były najpiękniejsze oświadczyny, jakie czytałam. Naprawdę.
*
„Zapisane w sercu” to historia o rodzinnych korzeniach, trudnej wojennej teraźniejszości i jej wpływu na przyszłość. O miłości zdolnej pokonać bariery, niezwykłej odwadze, poświęceniu i odkupieniu. A przede wszystkim to piękna, choć bolesna historia o prawdziwej przyjaźni.
Warta przeczytania ze względu na warstwę emocjonalną, a do tego napisana lekko i obrazowo.