Główną bohaterką książki jest Elizabeth Reynolds, która ma siedemnaście lat i uczy się w Mountain High. Nie miała łatwego życia, jej ojciec pochłonięty jest ciągłą pracą, a matka opuściła ją, gdy była jeszcze małą dziewczynką. Jej chłopakiem jest największe ciasteczko w szkole, czyli niejaki Will Foster. Rzeczą, która od razu zaskakuje jest brak logicznych argumentów, dlaczego są razem. Ona niczym się nie wyróżnia i nie jest cheerleaderką, ale kradnie jego serce już od trzech lat. On za to nadal mówi do niej bąbelku, cukiereczku i kruszynko. Nie pasowało mi to w książce jeszcze bardziej go nie lubiłam. Tak jakby napisać słowa, a te wstawić na siłę, bo taki ma być Will. Nie było to słodkie. Elizabeth jest również mocno wycofana w związku, a on no cóż... jedynie zakochany w sobie.
Czy to może skończyć się happy endem?
Najlepszą przyjaciółką Eli jest Alex, która jest przewodniczącą szkoły. Dziewczyny jak to nastolatki, czekają na tego jedynego. Jednak Alex nie mówi całej prawdy, zataja najważniejsze fakty i stara się chronić swoją beestie.
Elizabeth nie może spać, ma koszmary i czuje się w swoim ciele coraz gorzej. Okazuje się, że to wszystko dzieje się za sprawą nowego chłopaka w szkole, który bacznie ją obserwuje na każdym kroku.
Clark Stevens pojawia się znikąd, nie ma o nim informacji, tak jakby wstał z zaświatów. Często nie przychodzi na zajęcia i jest dosłownie takim młodym Edwardem Cullenem - tyle, że bez kłów. Od tamtego czasu Elizabet...