Wydawało mu się, że upłynęły godziny, zanim wdrapał się na ostatnie wzgórze, a następnie z niego zbiegł. Przed nim, w odległości kilkuset jardów, stały sanki i do jego pulsujących uszu dochodził straszliwy jazgot psów. Jak przez mgłę zauważył, że jeden z nich, ranny, odpełza z wysiłkiem na bok, podczas kiedy drugi rozpaczliwie usiłuje skupić na sobie uwagę olbrzyma.
Awasin znalazł się akurat poza zasięgiem ogromnego niedźwiedzia. Jamie próbował krzyknąć, ale uniemożliwił mu to ból w płucach tak wielki, jakby miał w nich tłuczone szkło. Wydał tylko ochrypły jęk, ale to wystarczyło. Awasin odwrócił się, zobaczył go i rzucił ku niemu. Złapał przyjaciela w momencie, kiedy Jamie zachwiał się i padał.
- Sztucer! - wymamrotał jeszcze Jamie, zanim zemdlał. - Weź sztucer!
Ogarnęła go wielkimi falami ciemność, ale jeszcze jak przez mgłę dotarł do niego huk wystrzału i zaraz po nim trzy następne; potem ciemność stała się całkowita i Jamie nie słyszał już nic więcej.