Zaginiony. Słowo, które powoduje strach, ale także budzi nadzieję…
Czwórkę chłopaków ze Słowacji połączyła lina i jedno marzenie. Dokonać w Himalajach niemożliwego. Przejść najtrudniejszą drogę na Evereście w stylu alpejskim. Dušan Becík, Peter Božík, Jaroslav Jaško i Jozef Just byli najlepszymi słowackimi wspinaczami lat osiemdziesiątych.
Cztery różne charaktery. Dušan był dzieckiem szczęścia i urodzonym przedsiębiorcą. Świetnie odnalazłby się w czasach, które właśnie nadchodziły. Drogą Petra był uśmiech. Był duszą towarzystwa i w każdej sytuacji widział dobrą stronę. Jaro nie bał się niczego oprócz codziennego życia. Nie widział dla siebie miejsca w społeczeństwie, góry były jedynym miejscem, gdzie czuł się wolny. Jozef był człowiekiem prawym i godnym zaufania, profesjonalistą w każdym calu. Mężem i ojcem dwójki dzieci.
Milan Vranka opowiada o ich ostatniej wyprawie. Przygotowaniach, jej przebiegu, akcji górskiej. Kreśli portrety jej bohaterów. Znamy zakończenie ich historii. Chłopcy nigdy nie wrócili z Everestu. 17 października 1988 roku zostali uznani za zaginionych. Nie tylko oni padli ofiarą tej tragedii.
Ośmioletni syn Jozefa nie chciał puścić go na wyprawę. Cały czas pytał, czy tatuś już wraca. Matka Petra do końca życia prowadziła kronikę z wycinkami prasowymi o synu. Jej ostatnim życzeniem było, żeby włożyć jej do grobu obrazek przedstawiający Everest, który wisiał w jej pokoju czternaście lat od śmierci syna. Żona Dušana już nie wyszła drugi raz za mąż. Każdego mężczyznę porównywała do niego. Mama Jaroslava przez wiele lat łudziła się, że syn zszedł na drugą stronę góry i mieszka gdzieś w tybetańskim klasztorze. Trzech z nich osierociło małe dzieci.