Agnieszka usiłuje poradzić sobie z serią tragedii. Najpierw porzucona przez partnerkę, próbuje ułożyć sobie na nowo życie z synem, ale załamuje się, gdy dowiaduje się o śmierci byłej. Niedługo później znika jej syn. a kobietę przyciąga most i rzeka... Nieopodal nad jej brzegiem mieszka stara Grzelakowa, której życie na odludziu przerywa pojawienie się małego dziecko i tajemnicze sny...
"Wyrzuciła ją rzeka" owiewa czytelnika eterycznym klimatem tajemnic i domysłów. Paradoksalnie duszna przestrzeń, pomimo kilku lokacji i terenów zielonych, tworzy swoisty mikroświat, w którym toczą się losy bohaterów na pograniczu jawy i snu.
Dosłownie kilkoro bohaterów roztacza opowieść, która toczy się głównie tu i teraz, a jednocześnie powraca i nawiązuje do przeszłości, zataczając koło i tworząc fascynującą, niespodziewaną klamrę. spajającą wszystkie linie czasowe. Fabuła jest niespieszna, pozwala dobrze poczuć zarówno oddech lasu, usłyszeć hipnotyzująca szept rzeki, czy dostrzec to, co skryte przed oczami. Szczególnie z perspektywy Grzelakowej mocno zaciera się granica pomiędzy jej majakami, wizjami, tym, co dzieje się obecnie, a tym, co zaszło niegdyś. Nie brakuje tu dramatu wyrządzanego ludzką ręką, zarówno w dosadnie bezpośrednich opisach, jak i subtelnie, a nie mniej poruszajaco w domysłach.
Doczesne zdarzenia w swej stosunkowo prostej akcji, a jednak wciągającej i nieoczekiwanie elektryzującej atmosferą, są wzbogacone o intrygujące wstawki nawiązujące do bogów i mitologii słowiańskiej, tworząc całościowo bogatą, metaforyczną opowieść, której nie brakuje przestrzeni do szukania nawiązań i refleksji.
Zdecydowanie zapada w pamięci i czuję się usatysfakcjonowana tą lekturą. Serdecznie polecam 😊