Niemal dokładnie tysiąc lat temu doszło na terenie wschodniej części naszego kontynentu do pewnego wydarzenia, jakich w tych niestabilnych i burzliwych czasach było wiele. Oddziały młodego, niedawno zorganizowanego, ale agresywnego państwa pokonały wojska swojego sąsiada, osadzając na stolcu w jego stolicy przyjaznego sobie władcę. Epizod ten nie spowodował trwałych reperkusji ani przetasowań politycznych, zaangażował jednak siły, środki oraz przykuł uwagę znacznej części ówczesnej Europy. Dla zwycięskiego państwa wyprawa ta była ostatnim podzwonnym zasłużonej, choć niekiedy przesadnej chwały, wchodząc na trwale do narodowej tradycji. Dla pokonanego była przejściowym, choć bolesnym epizodem, częściej przemilczanym niż rozgłaszanym, a jeśli już, to jedynie w charakterze jednego z pierwszych punktów na długiej liście zarzutów.
Mowa tu oczywiście o wyprawie kijowskiej Bolesława Chrobrego z 1018 roku, wyjątkowo dobrze jak na epokę opisanej źródłowo, a jednak z wielu przyczyn, często niezwiązanych z naukami historycznymi lub wojskowymi, nieznajdującej dotychczas uznania jako wydarzenie warte opisana w osobnej monografii...
Mowa tu oczywiście o wyprawie kijowskiej Bolesława Chrobrego z 1018 roku, wyjątkowo dobrze jak na epokę opisanej źródłowo, a jednak z wielu przyczyn, często niezwiązanych z naukami historycznymi lub wojskowymi, nieznajdującej dotychczas uznania jako wydarzenie warte opisana w osobnej monografii...