Wójcicki żył w ciekawych czasach – towarzyszył wygasaniu nietkniętej oświeceniem szlachetczyzny i narodzinom nowoczesnego społeczeństwa kapitalistycznego. Na warszawskim bruku spotykali się kontuszowcy z fabrykantami, bohaterski patriotyzm z podłym zaprzaństwem, gorliwa wiara z wyrozumowanym libertynizmem. Kazimierz Wyka stawiał pisarzom minorum gentium tamtych czasów zarzut, że nie potrafili intelektualnie przepracować swojej epoki, nie zaproponowali filozoficznej syntezy, nie objęli myślą wszystkich tych fenomenów. To prawda. Wójcicki nie pragnął poznać mechanizmów zniewolenia, nie dążył do zbudowania filozoficznej wykładni zdarzeń i procesów dziejowych, jego refleksja o wnętrzu ludzkim zaledwie ociera się o kilka podstawowych pojęć. Daje w zamian czytelnikowi coś nie mniej cennego: nie wspominając o gospodarce i problemie uwłaszczenia, pokazuje ekonoma i zagrodowego szlachcica, nie dywagując o feudalizmie i stanach społecznych, portretuje starych kontuszowców i magnatów, nie zapuszczając się na tereny historiografii naukowej, opisuje starych wiarusów.