Prostota i piękno zwykłej egzystencji - tak zapamiętam tę książkę. Czytając ją przy oknie kawiarni i obserwując przechodzących ludzi z łatwością możnaby wśród nich odnaleźć niejedną Fuyoko. Ba! Z łatwością mogłabym wyobrazić sobie, że gdyby Fuyoko istniała mogłaby w tym samym czasie w japońskiej kawiarni czytać książkę o mnie i moim zwyczajnym europejskim życiu.
Cała treść "Wszystkich zakochanych nocą", cała kwintesencja i sens nie zawiera się w słowach, ale w codzienności bohaterki - jej wyborach, strachu przed wystawieniem się na ocenę, w drobnych gestach, potrzebie bliskości, w wyblakłych znoszonych ubraniach, rozpamiętywaniu, piciu dla dodania sobie odwagi, w tym jednym utworze Chopina zapętlonym na słuchawkach i we wszystkim tym co nie wypowiedziane na głos.
Fuyoko to bohaterka którą ciężko polubić, ale której mocno i szczerze kibicujemy w drodze do szczęścia. Jest tak zwyczajna, że wręcz graniczy z nijakością, łatwo ją krytykować, wytykać z perspektywy czytelnika jak pokierowalibyśmy życiem na jej miejscu, co zrobilibyśmy inaczej, a może i lepiej, oceniać jej postawę. Łatwo, do momentu kiedy zdamy sobie sprawę, że od właśnie takiej krytyki zaczyna się cała historia. Autorka bardzo zgrabnie przedstawia wzajemny stosunek kobiet wobec siebie - ze szczególnym naciskiem na nieprzychylność wobec niezamężnej, bezdzietnej, wycofanej społecznie Fuyoko. Z resztą nie tylko opis relacji międzyludzkich stoi tu na bardzo dobrym poziomie, ale i to co dzieje się w umyśle osoby z tzw. social anxiety. Bo chyba tego doświadcza bohaterka książki - próbującą odgadnąć intencje rozmówcy i dopasować odpowiedź do wyimaginowanych oczekiwań, zakładająca, że druga osoba jest nią rozczarowana czy zawiedziona. Ciągła niepewność, nijakość, niepokój, potrzeba wytłumaczenia się z wszystkiego przeradza się w zupełny brak kontroli nad własnym życiem.
Każdy dzień Fuyoko wygląda tak samo, życie przecieka jej przez palce, prześlizguje się przez kartki kalendarza, by bezpowrotnie przepaść w mrokach niepamięci. Co roku czeka tylko na jeden dzień - dzień urodzin, podczas których udaje się na samotny spacer po okolicy. Kiedy poznaje mężczyznę imieniem Mitsutsuka jej życie zdaje się nabierać barw - oczywiście tylko pozornie bo po pierwsze nie jest to książka o tym jak to poznanie faceta naprawia wszystkie problemy i zmienia świat kobiety o 180 stopni, a po drugie nikt nie zmieni swego życia bez uprzedniego rozprawienia się z samym sobą. A do takiego rozrachunku naszej bohaterce daleko - ucieka w wir pracy, w alkohol, w drugiego człowieka - w te gombrowiczowskie "gęby", role, maski. Jak wiemy "nie ma ucieczki przed gębą jak tylko w inną gębę" - czy Fuyoko odnajdzie gębę która w ostatecznym rozrachunku nada jej życiu cel? Czy uda jej się uciec przed niepewnością i nijakością? Na pewno warto przeczytać i przekonać się samemu - chociażby dla porównania życia bohaterki z własnym, co może być albo pokrzepiające albo przeciwnie - stanowić terapię szokową i przyczynek do zmian. Obie te drogi wyjdą czytelnikowi na dobre.