Książkę "Wszyscy jesteśmy łotrami" kupiłam ze względu na dobre opinie o niej. Obiecywano wiele, choć od razu zdawałam sobie sprawę z tego, że będzie to raczej sprawa odtwórcza. W końcu reklamowano ją jako inspirowaną Igrzyskami Śmierci i Harry'm Potterem. Obiecywano zbyt dużo, a podano za mało.
Zacznę od plusów, bo tych też trochę tu odnalazłam. Przede wszystkim system magiczny - jest tu ciekawy, chociaż zbyt dobrze nie opisany (no i nazwy ma komiczne, ale po cichu zwalam to na tłumaczenie). Druga sprawa to zabawa - świetnie się przy tej książce bawiłam. Czytało się ją szybko i sprawnie. Pochłonęłam ją w dwa dni. Trzecia - to powieść dla młodzieży i myślę, że będąc młodszym czytelnikiem, byłabym wprost zachwycona tym co działo się w książce.
No dobrze, posłodziłam. Teraz ta mniej przyjemna część. Książka została napisana z punktu widzenia 4 bohaterów (a w turnieju bierze udział ich 7-mioro, co pozwala podejrzewać kto ostatecznie przeżyje, a kto nie). Bohaterowie ci to po prostu skrzywdzone przez życie oraz ich rodziny zagubione nastolatki, wrzucone w wir walki. Przez większość czasu nie wiedzą co robić. Nie ma tu błyskotliwych strategii. Zamiast tego obserwujemy rozwiązywanie krzyżówek, upijanie się pitnym miodem oraz miłość, która właściwie pojawia się znikąd i rozkwita w dwie sekundy. Do tego jeszcze zwrot akcji na końcu, który jest po prostu niezbyt potrzebny. Powrót z martwych i inne bajery... Samego turnieju jest tu jak na lekarstwo (czystych walk). Szkoda, bo zapowiadało się coś fajnego.
Czy sięgnę po 2 część? Pewnie tak. Lubię wiedzieć jak historie się zakończą, zwłaszcza te które tak szybko się czytają :)