Zrzucenie i złupanie maski demokracji ciążącej wolności osobistej. Wyborne w konsystencji, obite wdzięcznym humorem oraz trybikami partii lokalnej. Zatrute uzdrowisko jako pretekst do uzyskania oficjalnej debaty publicznej na temat wolnych rządów i głosów większości. Zarówno kpi, jak i przestrzega przed ustrojem demokratycznym, który niczym chorągiewka na wietrze - zmienia zdanie oraz stanowiska. ,,Wróg ludu'' zadaje oczywiste pytania, gdzie jest tlen oraz przestrzeń dla mniejszości, kiedy rolą dominującą jest tłum czy opinia publiczna. Kto trzyma za sznurki i dlaczego jednostki mogą wygrać w starciu z papugami przed trybunałem sumienia. Ibsen nie węszy spisku - tylko krąży wokół małomiasteczkowej dziczy, która w imieniu większości ustępuje własnemu głosowi. Świetnie przerabia społeczeństwo jako głupi wymysł ekonomiczny, którzy kierują się zyskami, nie zaś bezpieczeństwem czy zdrowiem - wygrywając kosztem innych.
Ibsen bez nadęcia czy wielkich dramatów prezentuje prosty przykład, dlaczego demokracja to idiotyczny twór. Dlaczego elity pozbawione są głów, a tłumy są bezbarwne oraz jednogłośne. Można traktować to, jak komedię ludzkiego absurdu, można traktować jako satyrę na lokalne władze czy ,,co ludzie powiedzą?''. Bez względu na nasze stanowisko i tak musimy żyć tuż obok innych, więc nie chwytaj grabi do rąk, towarzyszu niedoli!