Nigdy nie pragnął żadnej na tyle, by o nią zabiegać… dopóki nie pojawiła się ona.
Czarujący, wyluzowany i niewiarygodnie bogaty Xavier Castillo ma świat u swych stóp.
I choć nie jest zainteresowany przejmowaniem rodzinnego imperium, nie powstrzymuje to kobiet przed omdlewaniem na jego widok. Wyjątkiem jest jego PR-owczyni.
***
Chłodna, inteligentna i ambitna Sloane Kensington jest wysoko postawioną specjalistką od PR-u, przyzwyczajoną do radzenia sobie z trudnymi klientami.
Jednak żaden z nich nie irytuje jej – lub nie pociąga – bardziej niż pewien spadkobierca miliardera, z głupimi dołeczkami w policzkach i lekceważącym podejściem.
***
Znacie twórczość Any Huang? Ja uwielbiam za inną serię, chociaż z tą mam też miłe skojarzenia.
Władca lenistwa to czwarty tom serii.
Xavier to rozrywkowy facet, lubię się bawić i grać na nerwach Sloane, którą nazywa Luna. Tylko ona potrafi ustawić go do pionu.
Mężczyzna nie przejmuje się niczym, nawet zdrowiem własnego ojca.
Nie ma z nim dobrych relacji, bo ten uważa syna za winnego śmierci jego żony, a zarazem matki Xaviera. Uważam to za błąd, był przecież dzieckiem.
Teraz kiedy jego ojciec umiera, by zachować spadek musi zostać dyrektorem. Nawet po śmierci ojciec lubi stawiać mu warunki.
Sloane nie ma kontaktu z rodziną i wcale jej się nie dziwię. Niestety nie miała jej zbyt udanej. Wyjątkiem jest Pen, jej siostra. Jest samodzielna i może liczyć na swoje przyjaciółki. Wszystko co osiągnęła zawdzięcza tylko sobie.
Ten duet był ciekawy. Dwie zupełnie inne osobowości, a jednak dużo ich łączyło.
Xavier pokazał tutaj swoją inną twarz. Odpowiedzialnego mężczyzny.
Mam jednak problem z tą książką. Nudziła mnie i nie porwała. Liczyłam na coś więcej. Chociaż już druga połowa książki wydaje mi się o wiele lepsza.
Tak mam z całą tą serią. Jedna część powala, a następna zawodzi.
Liczyłam na coś więcej.