Nie wiem, co mnie podkusiło?
Nigdy, powtarzam: nigdy nie czytałam tak odrażającej, obscenicznej i obrzydliwej książki.
Narratorką jest osiemnastoletnia Helen, która trafia do szpitala na operację, hm…, odbytu. I w sumie to byłby najmniejszy problem tej fabuły.
Książka jest przesiąknięta ohydnymi, dosadnymi i obrzydliwymi opisami kobiecej fizjonomii i fizjologii. Z uwzględnieniem wszelkich możliwych aspektów brzydoty tejże, chorób ją atakujących i tego, w jaki sposób bohaterka ją wykorzystuje. Każdą ohydę, każdy szczegół swojej anatomii bohaterka obrazowo i szczegółowo podała czytelnikowi jak na tacy.
Książka rzekomo „opowiada cudownie nieskrępowaną historię bohaterki równie zmysłowej, co wrażliwej i kruchej”… Wybaczcie, nic takiego tam nie znalazłam.
W zamyśle autorki miała to być bezkompromisowa, łamiąca tabu książka i tak głosi opis. W praktyce wyszedł bezkompromisowy, łamiący wszelkie granice dobrego smaku gniot. W dodatku gniot, który nie ma żadnej wartości edukacyjnej, żadnego waloru estetycznego (no, może poza tymi, że w zasadzie jeśli przestaniemy się myć tu i tam to będzie super, a faceci oszaleją).
Na szczęście katorga trwa krótko, bo i książka jest krótka, ale uwierzcie, z radością pożegnałam hemoroidy, wydzieliny i inne zwieracze. Końcowe jedna-trzecia fabuły czytałam już co dziesiąte zdanie bo naprawdę trudno znieść tę szokującą obrzydliwość. Nie ma w tej książce jednej rzeczy, którą można by ocenić na plus. A przynajmniej ja nie znajduję. To nie jest dla mnie żadne objawienie, żaden fenomen i żadna odwaga pisać takie książki.
Nie polecam, a nawet stanowczo odradzam.
Gwiazdki przyznaję właśnie za odwagę napisania, przetłumaczenia i wydania publikacji.