Wszystko dlatego, że nie było Ariadny...
Na co trafiamy? Tomaszek budzi się w dziwnym miejscu. Twarze chłopców patrzą na niego, on nic nie pamięta, a tak w ogóle to co to za miejsce? Dowiaduje się, że Strefa, no ale czego? Ludzie wcale nie są rozmowni i zbywają tak jego pytania, jak i moje. Jakby mieli we łbach wbite 'siedź cicho i rób co ci karzą'. Ale jedno wiadomo - z Labiryntu ZAWSZE jest wyjście, prawda?
Film mnie bardzo zniechęcił do czytania książki. Bo od niego zaczęłam przygodę z Labiryntem. Na początek Więzień i Próby, a później ta książka. Dlatego też mój entuzjazm był na poziomie rozjechanej żaby. Ale skoro już czekałam w kolejce od grudnia (taka poczytna?), to czemu nie. Nie było tak źle... gdyby nie 'nowomowa'. Serio, nie mam nic przeciw językom wymyślonym czy używaniu współczesnego żargonu młodzieży. Tylko to, co autor tutaj zaprezentował, nie przenika do mojej głowy. Siedziałam z kartką w ręce, żeby rozumieć, co do "purwy" mu chodziło. Nowomowa jest dla mnie na minus. Brawa za gest, ale jednak minus. A fabuła?
Jasne, dostaje z jakieś sto-sto dwadzieścia stron, gdzie Tomaszek zapoznaje się z Strefą (a raczej zadaje pytania bez odpowiedzi), wciąż ma swoje PRZECZUCIE, praca w ogrodzie czy w rzeźni to poniżej jego kompetencji. Bo chłopak musi, musi zostać Zwiadowcą - przecież to jego powołanie! Ta pewność go nie opuszcza, a mnie doprowadza do podobnego wniosku, co Gally'ego - Tomaszek ma się za lepszego od innych. Niektóre zachowani...