Wielki Gatsby, dla mnie wielka powieść. Czytałam ją kiedyś prawie na baczność, pamiętając ze szkoły, że to klasyka wysokich lotów. I wtedy zrobiła na mnie wielkie wrażenie, ale odczytałam ją prościutko. Bajecznie bogaty młody człowiek, który afiszuje się bogactwem, do tego surrealistyczno - dekadenckie przyjęcia nad basenem, gdzie alkohol się leje strumieniami, rozbrzmiewa jazz, a wystrojone panny tańczą na stołach. I wielka miłość, mój Boże, jak on ją kochał!
A potem łup, nieszczęście i trup. I to niejeden.
Teraz, kilkaset książek i historii później, przy kolejnym czytaniu Gatsbiego może nie zachłystuję się aż tak, ale opisana historia i ten wycinek amerykańskiej rzeczywistości nadal mnie urzeka:
- tamte czasy i pokolenie, które miało pod górkę,
- miłość tak wielka, że stała się obsesją i marzeniem, któremu bohater podporządkował całe swoje życie,
- obraz bawiącej się Ameryki w okresie międzywojennym,
- zapadający w pamięć język, którym tylko się delektować!
- pojedyncze sceny, zapadające w pamięć perełki. Przez lata pamiętałam np. scenę z setkami koszul i kaszmirowych swetrów, nad którymi szlocha Daisy.
- uniwersalne prawdy, jak na przykład ta, że nie należy dwa razy wchodzić do tej samej rzeki.
Książka nie jest bez wad. To prawda, że trochę się ciągnie i ślimaczy, może i jej fabularną mocą jest dopiero końcówka, może i oprócz dwóch głównych męskich bohaterów, pozostałe postaci płytkie i przewidywalne, ale „Wielkiego Gatsby’ego” trzeba znać, niezależnie od tego, czy zachwyci, czy nie. Mnie ta książka fascynuje, tak jak sam Gatsby.
Haruki Murakami, którego bardzo poważam, przetłumaczył powieść na japoński, a potem tak o niej powiedział:
„...Kiedy ktoś pyta: „Które trzy książki znaczą dla ciebie najwięcej?” - mogę odpowiedzieć bez myślenia: Wielki Gatsby , Bracia Karamazow Dostojewskiego i Długie pożegnanie Raymonda Chandlera. Wszystkie trzy były dla mnie niezbędne (zarówno jako czytelnika, jak i pisarza); ale gdybym był zmuszony wybrać tylko jedną, bez wahania wybrałbym Gatsby'ego. Gdyby nie powieść Fitzgeralda, nie pisałbym takiej literatury, właściwie możliwe, że w ogóle bym nie pisał. .."