W recepcji nikogo. Nie przeszedł żaden turysta. Wszyscy gdzieś zniknęli. Krzysztof siedział na krzesełku. W drzwiach wejściowych, zabierając blaski słońca, długim cieniem do stóp padała mu drobna postać. To wszystko przez tę postać, to wszystko dla niej. I dzięki niej. – Jeden pokój mniej, Klaro… – powtórzył Krzysztof. Była tuż obok. Słońce znowu rozlało się po podłodze. – Nie martw się… – szeptała w cieniu. – Wszystko się ułoży. – Wiesz, czego by mi się chciało? – Zdanie przychodziło na świat powoli, słowo po słowie. – Mnie się czasem marzy nasza północ. Może by kiedyś wrócić? – A może? – Klara powtórzyła jak echo. – Jak będzie zupełnie źle? – Wrócisz ze mną?