Jaworski był jednym z największych dziwaków i ekscentryków początku XX wieku. Przyjaźnił się z Witkacym i Wojtkiewiczem, uważa się go za prekursora Gombrowicza. Powieść „Wesele hrabiego Orgaza” przez dziesięciolecia uchodziła za zaginioną, choć ukazała się drukiem w 1925 roku. Jest to trudna proza, ale warto przez nią przebrnąć. Jaworski tworzy własne słowa (do książki jest blisko 400 przypisów, a mogłoby ich być trzy razy tyle), ma doskonałe wyczucie melodii języka, są fragmenty, które czyta się niczym rytmiczny wiersz. Autorzy piosenek hip hopowych wiele mogliby się od niego nauczyć. Język jest największym atutem tej powieści. Utopijna fabuła opowiada o sporze dwóch amerykańskich milionerów, którzy z nudów gotowi są zniszczyć świat, pogrzebać kulturę, religię, sztukę. Jaworski zupełnie nie dba o prawdopodobieństwo zdarzeń, groteskowym światem rządzą się osobne reguły, można powiedzieć, że rodem z literatury fantastycznej, z pogranicza baśni i powieści utopijnej. Trudno jednak szukać jakichkolwiek analogii w światowej literaturze. Bo choć Jaworski lokuje akcję w Toledo, to jest to utwór tak silnie osadzony w polskiej kulturze (także ludowej, w tym fragmenty pisane gwarą), że wszelkie wątki fabularne schodzą na drugi plan.