„Naszym obozem rządzi ekonomia socjalistyczna. Coraz większa ilość stali przypada na głowę obywatela. Mój ojciec narzeka, że łeb mu pęka od tego ciężaru. Brakuje za to podstawowych rzeczy. Symbolem Peerelu staje się „spust surówki”. A także puste półki, nagie haki, naszyjniki z papieru toaletowego. Kolejki ustawiają się po mięso, ale też po książki. Jest biednie, ale książkowo. Żeby zdobyć pieniądze na studia pracuję w Fabryce Pomocy Naukowych, potem w Zjednoczeniu Przemysłu Okuć, gdzie projektuję klucze i kłódki. Wychodzę za mąż na pierwszym roku studiów. Piszę pracę magisterską, rodzę dziecko, przez cztery lata siedzę w domu – tak głupio określa się darmową kobiecą harówkę. Dorabiam, sprzedając swoje rysunki. Pozuję jako model fryzjerski. Pensja męża, który robi karierę naukową, nie wystarcza. Zaczynam pisać powieść. Pracuję tylko w szczelinach czasu, gdy obiad gotowy, pranie się suszy, mieszkanie wysprzątane a dziecko śpi, wtedy siadam do pisania. Taką notatkę znalazłam w dzienniku z tamtego czasu. To stąd wziął się tytuł” (Krystyna Kofta).