Jeśli ktokolwiek z was pomyślał o okładce, że jest romantyczna i kojarzy się wam z nią sylwester, to właśnie to samiutko w niej znajdziecie. Nie wiem tylko czemu, ale atmosfera kojarzyła mi się z czasami Elwisa, kiedy wszyscy tak bacznie wyczekiwali tej noworocznej godziny. Stojąc obok siebie, każda para jedno przy drugim na hasło Zero!, całowali się bez opamiętania nie przejmując się byciem starszym, tylko odnosząc radość w sercu. Cieszyli się chwilą, która nie da się ukryć jest raczej rzadka. I były fajerwerki, obściski, całusy, wiwaty, wystrzały szampana i... Ona. Póki co do niej ten czar nie docierał. Urodziła się tego dnia, lecz nie chciała obchodzić uroczystości. Nie ciekawi was dlaczego? Jego urodziny również były tego samego dnia, tylko jakby inaczej to odbierał. Tak naprawdę, gdyby chcieć dokładnie opisać ich historię, trzeba by było wymienić tu chwile, kiedy los ich drogi przecinał ze sobą, lecz nie zapadali sobie w pamięci. Jakby przeznaczenie samo pchało ich we własne ramiona, tylko może oni byli zbyt mało kapliwi. W końcu jest ten moment, kiedy się zaznajamiają. Czy uważacie, że ta iskra padła od razu, czy jakoś sprzęt przeznaczenia się nieco rozmagnesował? Bywa, że miłość poznaje się od razu, jednak ta była jakby kulawa. Taki rzut sercem obok tarczy, nadepnięcie akurat najdorodniejszego prawdziwka, czy też kupno wymarzonej sukienki, która po odpakowaniu okazuje się być podarta. Jednak czy tak właśnie nie bywa w naszym życiu? Każda strzała Amora trafia cel, ...