Ostatnio mam pecha przy sięganiu po książki autorów, których uważałam za sprawdzonych. Jestem naprawdę zaskoczona tym, jak różnią się poziomy ich poszczególnych powieści i trudno mi się pogodzić z tym, że od łagodnego zachwytu musiałam przejść do mocnego rozczarowania. Mój pomysł na nadrabianie zagranicznych zaległości póki co nie przynosi mi szczególnych czytelniczych doznań.
"W cieniu zła" to druga książka Alexa Northa. Pamiętam, że spotkała się z pozytywnym przyjęciem, choć nie było wokół niej tak głośno jak przy premierze "Szeptacza". Wspominam go całkiem dobrze, ale sprawdzałam moją opinię i świeżo po lekturze miałam kilka uwag, doceniłam jednak przede wszystkim pomysł na fabułę. Niestety wygląda na to, że autor do pisania kolejnej powieści przystąpił bez żadnego planu.
Trudno mi odnieść się do fabuły, bo zupełnie jej nie zrozumiałam. Dla mnie to po prostu tekst, któremu brakuje większego sensu. Widać, że North chciał za wszelką cenę powtórzyć sukces swojego debiutu, ale nie da się pisać w kółko tego samego.
Plusem mogą być wątki dotyczące świadomego snu, one naprawdę mnie zainteresowały, bo nigdy się w zasadzie nad czym takim nie zastanawiałam. Lubię odkrywać nowe rzeczy, więc przez to podniosę swoją ocenę, szkoda tylko, że brakuje mi kolejnych argumentów przemawiających na korzyść tej historii. Nijacy bohaterowie, bardzo słaba próba wywiedzenia czytelników w pole, brak zwrotów akcji, zero klimatu, schematyczne wykorzystanie lasu... niestety minusami mogłabym sypać jeszcze długo.
Zastanawiam się nawet, czy aby na pewno słusznie zakwalifikowano ten tytuł jako thriller. Z drugiej strony nie mam też kontrpropozycji, bo do powieści grozy także jej daleko. Mam wrażenie, że jak nie wiadomo, jak określić książkę, to najłatwiej wydawcom postawić właśnie na ten gatunek.
"W cieniu zła" to jeden z najsłabszych thrillerów, jakie czytałam, a mam ich za sobą sporo. Alex North rozczarował mnie tak bardzo, że nie zamierzam już nawet sprawdzać jego kolejnych literackich prób. Szkoda, bo jego kariera rozpoczęła się całkiem obiecująco.
Moje 4/10.