Książka Johna Boyna "W cieniu Pałacu Zimowego" przenosi nas do Rosji początku XX-wieku, by w tle przedstawić rewolucję i upadek cesarstwa Romanowów, a wszystko oczami Georgija, który zrządzeniem losu z małej biednej wsi zostaje przeniesiony do lejbgwardii, jako najbliższa ochrona młodego carewicza Aleksieja.
Uwielbiam nostalgiczny klimat powieści, więc od pierwszych stron byłam oczarowana opowieścią snutą przez młodzieńca, opisującego swoje doświadczenia, z których wyłania się przeogromna przepaść pomiędzy biedą zwykłych ludzi, a panami Wszechrusi, którym była oddawana wręcz boska cześć.
W książce znajdziemy dwie linie czasowe, w których naprzemiennie przeplatają się wydarzenia z różnych lat, jednak serce tej powieści stanowi miłość. Podejrzewam, że większość czytelników od razu domyśli się, kim jest Zoja i szybko połączy fakty, jednak nie mniej z wielkim zainteresowaniem będzie wyczekiwała momentu, który wyjaśni tajemnice, które doprowadziły do takiej a nie innej kolei losu.
Choć bardzo wkręciła mnie ta książka w swojej pierwszej części, w której zachwyciła mnie narracja, to muszę przyznać, że w pewnym momencie pojawiło się kilka aspektów, które nieco mnie znużyły i wątki, w których czułam niedosyt - jednym z nich była postać Rasputina, którego intryga i diaboliczność zostały zdecydowanie za mało oddane.
Uważam jednak, że to bardzo dobra książka na taki grudniowy czas, zbudowana na emocjach i szczerości głównego bohatera, który nie wstydzi się przyznać do błędów jakie popełnił. Ukazane w tle wydarzenia zachęcają do zagłębienia się w historię tamtych czasów.
Ze swojej strony bardzo polecam!