Spodziewałam się brutalnego kryminału o okultyzmie i sekcie, a książka okazała się miszmaszem gatunkowym – trochę kryminału, więcej fantastyki oraz młodzieżówki.
Narratorem jest policjant o imieniu Marcin, który doświadczył osobistej tragedii. Jego partnerem zostaje młodszy o kilka lat Bartek, zupełnie odmienny pod względem osobowości od głównego bohatera.
Obydwaj badają sprawę morderstwa młodej kobiety w opuszczonym i owianym złą sławą domostwie w leśnej głuszy.
Okazuje się, że na przestrzeni lat dokonano tam podobnych zbrodni, a przy ofiarach umieszczono podobne znaki.
Rozpoczyna się śledztwo, w wyniku którego funkcjonariusze zagłębiają się w genealogię tajemniczej rodziny Nowaków...
W książce znalazłam trochę błędów:
1. „Zapytał SIĘ” – kilkukrotnie powtarzane.
2. „Była jedynaczką, nie miała żadnego rodzeństwa”.
To chyba oczywiste, że jedynacy nie mają rodzeństwa.
3. „Uklęknąłem na kolana”.
Albo „uklęknąłem” albo „padłem na kolana”.
4. W pewnym wątku POLICJA szykująca zasadzkę BIERZE Z INTERNETU ZDJĘCIE PRZYPADKOWEJ KOBIETY, by zwabić podejrzanego. Uff, dobrze, że takie rzeczy nie dzieją się naprawdę, bo nie chciałabym, żeby przypadkowo moja morda została wykorzystana jako wabik.
5. Sporadycznie pojawia się narracja trzecioosobowa, co jest skutkiem pomyłki autorki.
Osobiście jestem trochę rozczarowana, zwłaszcza że zarówno okładka, jak i opis są naprawdę mroczne.
O autorce nie ma zbyt wielu informacji, ale w 2019 ...