Piotr jest astrofizykiem, w trakcie pisania genialnej pracy, mającej zapewnić mu profesurę. Wszystko zmienia się po śmierci jego jedynego brata i dziwnym telefonie do promotora. List, który miał trafić "do rąk własnych" adresata, krążył z ręki do ręki, powodując powstanie kłopotów, którym miał zapobiec. Przypadkowa wizyta, delikatnie mówiąc - dziwna, staje się zapalnikiem do poważnych kłopotów samotnego mężczyzny.
Zdaje się, że uczestniczy on w jakiejś grze, gdzie jako jedyny nie zna zasad. Spotkanie z przyjaciółmi utwierdza go w tym przekonaniu, ponieważ jego przyjaciel Irek, został postawiony w bardzo podobnej sytuacji i zachęcony, musiał podjąć jakże trudną decyzję. Całe życie poświęcone na odkrycia naukowe mające zapewnić ludzkości podróże w kosmos, odkrywanie nowych układów, galaktyk spełzły na niczym. Czy warto za wszelką cenę brnąć w coś, będąc jedyną osobą na świecie, która w to wierzy? Dlaczego ludzkość, nie kwestionuje ogólnie przyjętych zasad, aby osiągnąć coś lepszego? Piotr został postawiony przed takim dylematem, mimo iż wcześniej był zupełnie przekonany o swojej racji, a prowadzone badania napawały go ogromnym, niegasnącym optymizmem.
Książka jest bardzo krótka, do przeczytania "na raz". Pomysł na fabułę dobry, jednak brakuje drobnego elementu, który dałby temu większą spójność. "W blasku obojętnych gwiazd" czyta się szybko i z zainteresowaniem. Książka ma rozdziały, które cechuje ciekawe nazewnictwo. Myślę, że będzie ciekawym ...