Hello Darknes, my old friend…
U Tessy nie jest zbyt kolorowo. Ukochany w piekle, ona sama znalazła się daleko od domu i na posyłkach tych, którymi gardzi. Oj nie, u Tessy zdecydowanie nie jest kolorowo.
Ale też nie jest nudno, bo z taką naturą i zdolnością do pakowania się w kłopoty po uszy nuda to bardzo dawno niewidziana przyjaciółka.
A naszej pannie Brown znów przyjdzie ratować światu dupsko, bo innych chętnych jakoś na horyzoncie nie widać. Zresztą… Afera z Watykanu zbiera żniwa, czas stanąć do kolejnej walki, przy której ta w Lincoln to była jakby… Kaszka z mleczkiem.
W pierwszej części się zakochałam to nie tajemnica. Była tym, co lubię wpisała się w mój gust. Druga jest inna, nie wiem czy lepsza, po prostu inna.
Poprowadzenie akcji, konsekwencja w kontynuowaniu i to jak oba tomy łączą się i tworzą całość… Tak, to zalety ;)
Gdy teraz analizuję pierwszy tom, to wychodzi, że przesłanki, co będzie się działo w ‘Tylko martwi mogą przetrwać’ były już jakoś tak od jego połowy. A to dla mnie jednoznaczne - fabuła misternie pleciona przez lata, musi być spójna i sensowna.
Tessa, mimo że minęło tylko pół roku, zmienia się. Nie diametralnie lecz na tyle, na ile zmienia człowieka tragedia. I to też jest ogromny plus, bo nie da się przejść do porządku dziennego nad tym, czego ta dziewczyna doświadczyła.
Zresztą nie tylko ona się zmienia i doceniam, że nie tylko główną bohaterką Autorka się zajęła. Najgorzej, jak bohaterowie w serii się nie zmieniają, pomimo upływu czasu, na szczęście tu każdy ewoluuj, na lepsze, bądź też na jeszcze gorsze. Albo tylko zdejmuje maskę.
Wraz z bohaterami dojrzał też styl D. B. Foryś. Dzięki temu jest jeszcze łatwiej wejść w książkę, wciągnąć się w treść niemal od pierwszego słowa i ujrzeć bohaterów jeszcze bardziej żywych, niż byli wcześniej.
A skoro jesteśmy przy bohaterach… Że Kilian to wszyscy wiedzą, ale Deamon. A właściwie jego wieczne utarczki, starcia słowne i zaczepki z Tess. Dobrze się to czytało.
Sam związek Tess i Kiliana schodzi trochę na dalszy plan mojej uwagi, bo początkowo przepychają się, on mnie irytuje brakiem zaufania do niej, a ona jest trochę płaczką. To zrozumiałe w sytuacji w jakiej się znaleźli, ale wolę ich w wersji pogodzonej albo chociaż kłócącej, tej z późniejszego etapu ;)
Jedyne co, to zaliczyłam lekki wyciek piany z pyska na finiszu. Autorko, uwielbiam to jak piszesz, ale mam ochotę Cię udusić :P
Za szybko dla mnie było. Za mało, za krótko, za gwałtownie. Tak, faktem jest, że o Tess to mi zawsze będzie mało czytania, ale tu troszkę za szybko skończyła się główna akcja, do której bądź co bądź, przygotowywali się pół książki ;)
Są też nierozwiązane sprawy, pytania bez odpowiedzi i niewyjaśnione kwestie, ale tu szczerze liczę na trzeci tom ;)
Za to epilog zapowiada kolejną, solidną rozpierduchę, na którą już czekam, drepcząc w miejscu. Chciałabym już, a wiem, że przyjdzie nam wszystkim na to trochę poczekać…
Oby nie za długo