Gombrowicz zmierza do Argentyny i poluje na polską mentalność. Echa wojny w Europie jako przystanek do prowokacji. Niechęć do ojczyzny, a jednocześnie tęsknota czy pragnienie za krajem utraconym. Trudna lektura, bo powtarzająca wydarzenia oraz słowa. Majaczenie wśród morskiej fali - rozbicie polskiej osobistości zdanej na łaski klakierów, którzy nie widzą w Gombrowiczu Gombrowicza, lecz literata światowego formatu. Czasem odnoszę wrażenie, że nasz pisarz błąka się między własną indywidualnością, a jakimś ukrytym buntem za chwalenie kogoś po narodowości. Coby nie mówić - literatura powinna bronić się sama, nie ważne skąd jesteś i jakie cechy charakteru w ,,polskiej szatni'' cię uwierają. Ale to nieodłączny element historii, bo coś w tym jest, że poniekąd, skąd pochodzisz, decyduje, jak zachowujesz się w prawdziwym świecie. Dlatego stereotypy stały się powszechne, jak to, że Niemcy są za sztywni w ludzkich odruchach, Francuzi niestali w uczuciach, a na Bałkanach czy w Turcji gorące głowy.
Gombrowicz, gdyby się przyjrzeć, wybija się z polskiej mentalności - zawsze eksperymentował, podważał waleczność, choć jak na ironię - trafiamy na statek, gdzie starszy pan z Polski broni honoru i zamierza pojedynkować się na pistolety z obcokrajowcem, który go obraził niestosownie. Niczym oddzielny byt, który najlepiej by działał, gdyby nie należał do żadnej społeczności. W ,,Trans-Atlantyk'' chyba najmocniej uderza w bożą opatrzność, w historię fałszywych bohaterów i porażek, k...